Jak zawsze za wszelkie literówki, błędy przepraszam :)
Ania]
Wyspana pokonujesz stopnie, rozciągając się leniwie.Spało ci się dzisiaj wyjątkowo dobrze i niezmiernie cię to cieszy. Z delikatnym uśmiechem na ustach przekraczasz próg kuchni i podchodzisz do lodówki, otwierając ją. Śmiejesz się pod nosem, dostrzegając na środkowej półce miskę pełną sałatki i małą karteczkę.Anderson jest naprawdę niemożliwy.Sięgasz po nią i gładzisz się po nieco zaokrąglonym już brzuchu.Opadasz na jedno z krzeseł przy kuchennym stole i zabierasz się za spożycie swojego śniadania. Ukradkiem zerkasz na wiszący na ścianie zegar, który wybija właśnie pierwszą po południu. Od kilku dni strasznie długo śpisz, ale to normalnie w twojej sytuacji.Kiedyś chciałaś się wybrać w odwiedziny do swojej mamy, która zapraszała cię do siebie, ale nic z tego. Matt za nic w świecie nie chce pozwolić byś włóczyła się przepchanymi autobusami do miasta jakim jest Bełchatów. A sam, niestety nie może cię zawieźć z powodów ciągłych treningów i meczów. Nim zauważasz opróżniasz naczynie do samego dnia. Zrywasz się z miejsca i podchodzisz do szafki, wyjmując z niej opakowanie malinowej herbaty. Wsypujesz do kubka trzy łyżeczki, a następnie zalewasz wrzącą wodą. Oplatasz kubek swoimi dłońmi i ruszasz w kierunku tarasu. Zasiadasz w swoim wiklinowym fotelu i przymykasz powieki, wdychając do płuc wiosenne powietrze. Nim za dotknięciem czarodziejskiej różdżki minęła dość mroźna zima, a rozpoczynała się wiosna. Popijając parujący napój wsłuchujesz się w śpiew ptaków i z uśmiechem poddajesz lekkiemu wiatrowi, który rozwiewa i plącze twoje błyszczące włosy. Pustą porcelanę odkładasz na mały wiklinowy stolik i przymykasz swoje powieki, pozwalając aby słońce muskało twoją twarz swoimi płomykami. Po chwili jednak otwierasz oczy i zerkasz ciekawa na godzinę, która widnieje na wyświetlaczu twojego telefonu. Podnosisz się leniwie z siedzenia i postanawiasz udać się na zakupy, gdyż dawno tego nie robiłaś, a lodówka świeci pustkami.Narzucasz na siebie pierwszy lepszy zestaw i chwytasz w dłoń swoją torebkę. Zamykasz za sobą drzwi i czekasz przed domem na Izabelę, z którą po raz kolejny nie widziałaś się przez długi czas. Po chwili podjeżdża po ciebie srebrna Toyota, a ty pośpiesznie do niej wsiadasz. Spoglądasz na swoją przyjaciółkę ze smutną miną, chcąc coś powiedzieć, usprawiedliwić się, dlaczego tyle się do niej nie odzywałaś, nie miałaś kontaktu, ale dochodzisz do tego, że to nie ma sensu. Wiesz doskonale, że to całkowicie twoja wina. Gdy jednak chcesz się wreszcie z nią przywitać ona rzuca się na ciebie z szerokim uśmiechem, przytulając do siebie mocno. Trwasz w jej uścisku, śmiejąc się cicho.
-Przepraszam.-mówicie niemalże jednocześnie, na co wnętrze samochodu wypełnia wasz głośny śmiech.
W końcu odrywacie się od siebie i rozpoczynacie swoje opowieści co przez ten czas wydarzyło się w waszym życiu. Iza wreszcie rusza z podjazdu i wjeżdża na główną ulice. Co chwila parskacie śmiechem, opowiadając sobie śmieszne historie o swoich partnerach. Kowalska wciąż jest z Penchevem i wygląda to na coś poważnego. Szczerze cieszysz się jej szczęściem i naprawdę życzysz im jak najlepiej. Piętnaście minut później chodzicie już po delikatesach i wrzucacie do swoich koszyków potrzebne produkty. Co chwila zerkasz na zegarek, gdyż nie chcesz się spóźnić na mecz Andersona. Chwilę później stoicie już przy kasie, oczekując na swoją kolej. Gdy młoda blondynka kończy was obsługiwać opuszczacie sklep i wsiadacie do samochodu Izy. Droga powrotna mija wam, jak za dawnych czasów na śpiewaniu hitów puszczanych w radiu.
***
Z szerokim uśmiechem na ustach podchodzisz do Matta i stając na palcach muskasz delikatnie jego usta. Amerykanin przyciąga cię bliżej, a ty zarzucasz ręce na jego szyję i bez pamięci smakujesz jego warg. Kochasz ich truskawkowy posmak spowodowany cukierkami, które brunet pochłania kilogramami, a mimo to utrzymuje swoją wagę na stałym poziomie. Tą idealną chwilę przerywa wychodzący właśnie z szatni Lotman. Matt natychmiast od ciebie odskakuję i wydaję się zmieszany, a ty posyłasz przyjacielowi twojego męża mordercze spojrzenie. Paul jednak to bagatelizuje i śmieje się głośno tej sytuacji, unosząc znacząco brwi. Otrzymuje od ciebie uderzenie w ramie, na co jęczy cicho.
-Ej no! Za co to?- pyta oburzony.
-Za przerwanie mi rozkoszowania się moim mężem.-odpowiadasz, wystawiając mu język.
-Wariatka!- stwierdza ze śmiechem i rusza w stronę hali.
Odwracasz się w stronę niebieskookiego i przykładasz wargi do jego policzka, życząc mu powodzenia. Podążasz w stronę wejścia na halę, a siatkarz wpatruję się w twoją oddalającą się sylwetkę. Po chwili jednak się opamiętuje i wejście dla zawodników udaje się na obiekt siatkarski. Ty natomiast siedzisz obok Moniki, Jasmine i Oli, obserwując jak rzeszowianie i bełchatowianie rozgrzewają się do meczu. Atmosfera w Podpromiu jak zawsze jest niesamowita, a ty niczym zaczarowana wciąż się tym napawasz, choć znasz tutejsze miasto jak własną kieszeń i wiesz, że jest naprawdę magiczne pod względem kibiców.
Wrzeszczysz na całe gardło, kibicując swojemu mężowi. Skra jednak ciągle utrzymuje spore prowadzenie.Nim spostrzegasz spotkanie dobiega końca. Tym razem to Bełchatów okazuję się lepszy od Rzeszowa, wygrywając z nim 3:1. Nieco zawiedziona przeciętną grą swojego partnera opuszczasz trybuny i zbiegasz do barierek, gdzie czaka już Matt.Muskasz delikatnie jego wargi, a następnie przyciągasz do siebie i zamykasz w swoich ramionach. Po wyrazie jego twarzy stwierdzasz, że nie jest on zadowolony z przebiegu tego meczu. Anderson odrywa się od ciebie i prosi byś poczekała pod szatnią. Kiwasz jedynie głową i obserwujesz jak siatkarz opuszcza boisko. Machasz z uśmiechem do Karola, który podbiega do ciebie i unosi cię nad barierkami, przytulając mocno tak, że ledwo co łapiesz oddech.
-Kłos do cholery! Bierz te łapska!-warczysz na niego.- Fuj! Jesteś cały mokry!
-To chyba normalne po tak trudnym i zawziętym meczu.-odpowiada ci z szerokim uśmiechem.-Co tam u ciebie słychać? Słyszałem, że spodziewasz się małego Andersonka lub Andersonki.-śmiesznie porusza brwiami, a ty parskasz śmiechem.
-Nie no! Olka ci powiedziała! Zabiję cię kiedyś ruska gnido!- wskazujesz palcem w stronę blondynki.
-Oj przestań! Też cię kocham.-puszcza ci oczko.
-Pamiętasz moje życzenia ślubne?-pyta blondyn, a ty kiwasz z uśmiechem głową.- Już się nie mogę doczekać Karolka!-oświadcza ci uradowany.
-Chyba śnisz. To będzie Amelia.-odpowiadasz.-Nie, żadna Karolinka!-zastrzegasz, kiedy odwiedzasz usta.
***
Z subtelnym uśmiechem na ustach przemierzasz szpitalny korytarz, podtrzymując swój brzuch dłońmi.Czujesz już jak skarb, który się w nim znajduję chce się wydostać na ten świat. Z każdym dniem upomina się o co coraz bardziej, kopiąc coraz mocniej. Lekarze kazali ci nie opuszczać sali, ale bądźmy szczerzy. Czy ty kiedy kolwiek nie postawiłaś na swoim? Nie, przecież jesteś uparta jak osioł.Zatrzymujesz się wreszcie i przykładasz dłoń do szyby, za którą widnieje uśmiechnięta od ucha do ucha mała blondynka. Po chwili naciskasz już na klamkę i przekraczasz próg pomieszczenia. Klara zeskakuję ze swojego łóżka i podbiega do ciebie, tuląc się do twoich nóg.Śmiejesz się na ten gest cicho i każesz jej usiąść.Sama też chwilę później opadasz obok jej i bierzesz głęboki oddech. Ostatnio mało chodzisz, a jeśli już to robisz to doskwiera ci niemiłosierny ból łydek i kręgosłupa. Tu jednak chciałaś przyjść i nikt nie mógł cię przed tym powstrzymać. Spoglądasz z uśmiechem na dziewczynkę, która wpatruję się w ciebie tymi zielonymi tęczówkami. Nim dostrzegasz układa swoją główkę na twoim znacznie zaokrąglonym brzuchu i przymyka powieki. Słyszysz jej uroczy śmiech, kiedy twój szkrab daje o sobie znać kopniakiem. Przyciągasz ją do siebie i zamykasz w swoich ramionach, składając na jej czole czuły pocałunek.
-Nawet jak ta kruszynka przyjdzie na świat, ja i tak będę cię kochać Klara.-szepczesz, a Truskaweczka całuję cię w policzek.
-Ja też cię kocham Ania.-oświadcza ci z szerokim uśmiechem.- Jak dasz jej na imię?
-Amelia.-odpowiadasz, przeczesując jej włosy.-Zrobić ci warkocza?- pytasz.
Mała kiwa głową, a ty zaczynasz rozczesywać jej długie, jasne włosy. Ujmujesz w swoje dłonie kilka kosmyków i zaczynasz pleść z nich warkocza. Klara niedawno przeszła przeszczep i z tego co wiesz od lekarzy czuje się doskonale, więc niedługo ma opuścić szpital. Ty natomiast zostajesz tutaj aż do porodu, który już niedługo. Związujesz włosy gumką i podajesz jej lusterko. Blondynka obdarza cię swoim słodkim i uroczym uśmiechem, dziękując za zrobienie fryzury. Kiedy chcesz wyjąć z szuflady puzzle, krzywisz się lekko. Czujesz jak po twoim brzuchu przechodzi fala silnego bólu. Zaciskasz zęby i starasz się powstrzymać przed jęknięciem, ale po chwili upadasz na łóżko, krzycząc głośno. Chyba się zaczęło. Klara nie wiedząc co ma zrobić wybiega z sali w celu poszukania jakiegoś lekarza. Chwilę później w sali pojawia się starszy mężczyzna, który natychmiast prosi o przewiezienie cię na porodówkę. Szeptem prosisz jeszcze o wezwanie Matta do szpitala i przymykasz powieki. To tak cholernie boli, ale musisz dać z siebie wszystko. Chcesz wreszcie zobaczyć na swoje własne oczy owoc twojej i Matthew miłości.
[Matt]
Bierzesz od Lotmana telefon i wsłuchujesz się w słowa lekarza. Obiecujesz mu, że zaraz będziesz na miejscu i kończysz połączenie. Natychmiast wybiegasz z hali i podążasz w kierunku wyjścia z Podpromia, nie zaważając na biegnącego za tobą Nikolaya. Zatrzaskujesz za sobą drzwi od samochodu i opadasz na fotel kierowcy, przekręcając kluczyki w statyce. Kiedy chcesz wyjechać z parkingu Bułgar otwiera drzwi od strony pasażera i wskakuję do środka, a chwilę później na siedzenie z tyłu opada Paul. Odwracasz głowę w stronę twojego przyjaciela i chcesz już coś powiedzieć, ale on cię uprzedza.
-Nic nie mów! Jedziemy z tobą!-oświadcza ci Amerykanin.
Masz zamiar ponowić swoją próbę, ale wtedy Penchev klepie cię po ramieniu i oznajmia, że masz wolne. Z piskiem opon wyjeżdżasz z pod obiektu sportowego i przemierzasz drogi Rzeszowa w największej prędkości jaka tylko jest możliwa. Po chwili parkujesz pod budynkiem szpitala i szybko opuszczasz Nissana. Wbiegasz do obiektu, potrącając przy tym pielęgniarkę z stosem papierów. Posyłasz jej przepraszające spojrzenie i podążasz w kierunku porodówki. Gdybyś nie był sportowcem, za pewne padłbyś w połowie schodów podążających na oddział, na którym znajduję się twoja żona.
-Przepraszam. Gdzie obecnie przebywa Anna Anderson? - pytasz zdyszany, stając obok pielęgniarki.
-A kim pan jest? -unosi pytająco brew.
-Jej mężem. Dowiem się, gdzie ona jest?!-irytujesz się nieco.
-Obecnie przebywa na sali porodowej.Musi pan...-mówi, ale ty jej przerywasz.
-Gdzie to?
-Duże drzwi z numerem 15, ale nie może pan tam wejść!-krzyczy za twoją oddalającą się sylwetką.
Ty jednak bagatelizujesz jej słowa i zatrzymujesz się przed ogromnymi drzwiami z podanym przez nią numerkiem. Bierzesz głęboki oddech i wchodzisz do środka. Jeden z lekarzy natychmiast to zauważa i karze ci wyjść. Ty jednak podchodzisz do Anni i splatasz jej palce ze swoimi, całując delikatnie jej dłoń. Brunetka unosi głowę i spogląda na ciebie z delikatnym uśmiechem, a chwilę później z jej gardła wydobywa się głośny krzyk. Chcesz zostać, wspierać ją, ale doktor wskazuję ci ręką drzwi. Niechętnie opuszczasz pomieszczenie i opadasz na pobliską ławkę. Chwilę później docierają do ciebie twoi przyjaciele.Paul zasiada obok ciebie i obejmuję cię ramieniem, mówiąc że wszystko pójdzie dobrze. Penchev natomiast przemierza korytarz z telefonem w dłoni, zdając relacje swojej partnerce. Nagle do sali znajdującej się na przeciw waszej trójki wchodzi kolejny lekarz, a ty podrywasz się z ławki i zaczynasz się denerwować. Czyżby coś szło nie tak?
Krzywisz się lekko, kiedy promienie słoneczne muskają twoją twarz. Niechętnie otwierasz swoje oczy i zasłaniasz je dłońmi przez chwilę, a następnie rozglądasz się wokół. Wciąż jesteś w szpitalu. Wygląda na to, że tutaj zasnąłeś. Podnosisz się z niewygodnej ławki i udajesz w kierunku recepcji. Starsza pani informuję cię o obecnej sali żony, a ty dziękujesz jej skinieniem głowy i podążasz w podanym przez nią kierunku. Chwilę później naciskasz na klamkę i przekraczasz próg pomieszczenia. Uśmiechasz się pod nosem, kiedy twoim oczom ukazuje się leżąca na końcu sali brunetka wraz z małą kruszynką na rękach. Podchodzisz do tej dwójki i składasz na ustach dziewczyny delikatny pocałunek, a następnie opadasz na krzesło obok łóżka. Ania ostrożnie przekazuję ci wasz skarb na ręce, a ty odwdzięczasz się jej szerokim uśmiechem. Delikatnie podtrzymujesz dziecko na rękach, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Jest całkowitym odzwierciedleniem swojej, pięknej mamusi, po za oczętami, których błękit odziedziczyła po tobie. Kołyszesz ją delikatnie, uśmiechając się pod nosem.
-Jest twoją całkowitą kopią.-stwierdzasz, spoglądając na swoją żonę.
-Widocznie za mało się starałeś.-odpowiada ci ze śmiechem.
-Następnym razem będzie synek i do tego taki przystojny jak jego tatuś. Wyrwie wszystkie kobitki.-poruszasz znacząco brwiami, a Ania wybucha głośnym śmiechem.-To wcale nie jest śmieszne! Zobaczymy jak wrócisz do domu.-puszczasz jej oczko, a ona uderza cię w ramię.- Piękna jest.-składasz na czole dziewczynki subtelny pocałunek.
Brunetka tylko przytakuję głową i napawa się waszym widokiem. Po chwili przerywa to jednak siostra, która zabiera małą na badania. Przysiadasz na wygodnym materacu i przyciągasz do siebie panią Anderson. Zamykasz ją szczelnie w swoich ramionach i układasz swój podbródek na czubku jej głowy, szepcząc dwa najważniejsze w jej życiu słowa.
~*~
Po długich męczarniach, które trwały jakieś trzy dni wreszcie skończyłam! Jaka ulga! Jeszcze tylko epilog i bay, bay Matt i Ania! :) Z jednej strony cieszę się, że to już koniec, a z drugiej będzie mi brakować bohaterów, których postacie kreowałam ( np. szalonego Lotmana czy wiatropylnego Kłosa ^^) No, ale wszystko się kiedyś kończy :/ Epilog postaram się dodać jutro, a jeśli mi się nie uda to jak najszybciej, gdyż chce jak najszybciej zakończyć tą historię i ruszyć z powrotem na Penchevie :3 Gratulacje dla naszych orzełków za pokonanie Rosji dwukrotnie! ;* Co z tego, że wczoraj było nieco gorzej. Przecież to normalne u naszych siatkarzy. Oni uwielbiają wywoływać zawały :D Za to w piątek było tak nieco monotonie, to wczoraj znowu emocjująco jak cholerka :D Dobra, tyle od mnie, bo się rozpisze i litanie Kaśkiblogery powstanie :P Przepraszam was bardzo, że musiałyście tyle czekać, ale naprawdę ciężko mi się pisało obie części 38. :P Nic na to nie poradzę. To chyba przez mecze xd Całuję i do następnego :*
PS: Szkoda, że Niko dziś nie poszło najlepiej i Bułgaria przegrała 1:3 :( No, ale taki jest sport :/ Następnym razem będzie lepiej :)