poniedziałek, 8 czerwca 2015

Powrót na Niko :3

Z radością informuję, że tak jak obiecałam pojawiam się z powrotem na Niko i Nastce oraz Wojtku  Tak, więc zapraszam serdecznie na 3. rozdział  Pozdrawiam! 
Miłość jest jak wiatr nie możesz jej zobaczyć, ale możesz ją poczuć.

czwartek, 4 czerwca 2015

Epilog: Ona była aniołem zesłanym nam tutaj na ziemie z nieba.

Uwaga! Paczka chusteczek potrzebna! Inaczej nie zabieraj się za czytanie! :) A teraz miłego czytania ostatniego tutaj wpisu! ;) Pierwszy komentarz proszę zostawić dla Nicollate! :) 

By lepiej wczuć się w klimat :)
[Ania]

Z uśmiechem na ustach przyglądasz się gościom w twoim mieszkaniu, którzy wciąż nie mogą się nadziwić twoją kruszynką. Amelia o dziwo nie protestuje, kiedy na ręce bierze ją Ola i zaczyna delikatnie kołysać, uśmiechając się w jej kierunku szeroko. Pośpiesznie wyciągasz z szuflady w kredensie cyfrowy aparat i pstrykasz tej dwójce zdjęcie. Pani Kłos spogląda na ciebie groźnie, a ty ukazujesz jej rządek swoich lśniących, białych zębów. Po chwili na dole pojawia się Anderson, który dopiero co obudził się po treningowej drzemce. Śmiejesz się cicho na widok jego rozczochranych włosów, których kosmyki stoją w różnoraką stronę  i pochodzisz do niego, przytulając się do jego pleców. Brunet natomiast nic sobie z tego nie robi i nalewa sobie wody do szklanki, by po chwili zatopić w niej swoje usta i pochłonąć ją na jednym wdechu. Spoglądasz na niego z złożonymi na piersiach dłońmi, a on przeczesuje swoje ciemne włosy i kręci z uśmiechem głową. Obejmuję cie ramieniem i prowadzi w stronę sofy w salonie. Blondynka tymczasem siedzi z waszym skarbem na fotelu i wpatruje się w niego jak obrazek. Uśmiechasz nieznacznie pod nosem na ten widok i układasz swoją głowę na ramieniu siatkarza, przymykając powieki. Od czasu powrotu do domu naprawdę mało spałaś, gdyż nie chciałaś budzić Matta i sama wstawałaś w nocy do małej. On przecież miał treningi, mecze, różnego typu wyjazdy. Nie chciałaś by on także chodził zmęczony, niewyspany i rozkojarzony. Kilka razy proponował ci, że może zrezygnować z gry na pewien czas, ale ty wtedy jedynie kategorycznie zaprzeczałaś. Przecież doskonale sobie radziłaś wraz z pomocą Oli, która na stałe zamieszkała u waszej dwójki i starała cię odciążyć jak tylko było to możliwe. Od czasu do czasu wpadała też tutaj twoja mama, która całkowicie rzuciła alkohol i zmieniła się na lepsze. W USA byliście jakiś miesiąc temu, więc niedługo ponownie pojawicie się w ojczyźnie twojego męża, by odwiedzić jego matkę oraz siostry. Tym bardziej, że jeszcze dwa tygodnie, może nieco dłużej i Plusliga zakończy swoje rozgrywki, a zaczną się różnego typu zgrupowania przygotowujące do sezonu reprezentacyjnego i Matthew będzie musiał wrócić na kilka miesięcy do Ameryki, a ty bez problemu polecisz tam wraz z nim. 
Oparta o framugę drzwi wejściowych obserwujesz jak twój mąż zmienia obuwie z wygodnych adidasów na kapcie, a za w jego ślady idzie także Kłos. Chwilę później Karol zatapia się już w wargach Oli, za którą się tak cholernie stęsknił, z czego zdajesz sobie sprawę. Uśmiechasz się ciepło w stronę małżeństwa i pytasz :

-Chcecie coś do picia?

-Ja poproszę wodę, bo padam po morderczym treningu u was na hali. -odpowiada blondyn, krzywiąc się lekko.

-Wszystko w porządku, Karol? - pyta z troską Ola. 

-Tak, tylko łydka mnie nieco pobolewa. Kocham cię.-zamyka ją w swoich ramionach i składa czuły pocałunek na czubku jej głowy. 

-Ja ciebie też.-szepcze blondynka, a ty przyglądasz się tej scenie z szerokim uśmiechem. 

Po kilku minutach opadasz obok nich na kanapę i podajesz szklankę z przeźroczystą cieczą środkowemu. Obserwujesz ze śmiechem jak pochłania ją w ciągu kilku sekund i odstawia na stolik, układając się wygodnie.  Pocierasz swoimi dłońmi o uda i zastanawiasz się czy poruszyć ten temat, ale gdy tylko na nich patrzysz jak wpatrują się w swoje oczy i uśmiechają słodko jesteś pewna, że musisz to zrobić tu i teraz. Sięgasz po swój kubek z zimną Pepsi i upijasz łyk, a następnie odstawiasz go na swoje miejsce. 

-Wiecie tak myślałam i.... może Ola wróciłaby z tobą do Bełchatowa?-spoglądasz na nich niepewnie.- Dziękuje ci  za pomoc, ale Karol ewidentnie za tobą tęskni, a ty za nim. -stwierdzasz.-Nie męczcie się przez mnie. My z Mattem damy sobie radę, naprawdę.-zapewniasz ją. 

-Ale...-mówi, ale ty jej przerywasz.

-Jedź z Karolem do domu.-mówisz stanowczo.-Proszę! 

-Dobrze, ale jak tylko będziesz czegoś potrzebować masz dzwonić.-wreszcie ci ulega. 

-Czyli zapowiada się upojna noc.-zaciera ręce blondyn, a ty śmiejesz się pod nosem. 

-Z wiatropylnymi nie sypiam, wybacz. Bywa. -stwierdza obojętnie Olka, a ty parskasz śmiechem. 

Na widok miny siatkarza wybuchasz głośnym śmiechem po raz drugi. Oni są niesamowici. Naprawdę zgrane i dobrane małżeństwo. Uśmiechasz się pod nosem, kiedy Kłos zrywa się z kanapy i unosi Olę na rękach, ruszając w stronę schodów. Małżonka siatkarza kopie go, obdarowuje jego klatkę piersiową milionem uderzeń z pieści, ale to nie pomaga. Matt, słysząc krzyk dziewczyny natychmiast opuszcza pokój waszej słodkości i opiera się o ścianę, przyglądając się ze śmiechem scenie, która ma miejsce na górnym korytarzu. Chwilę później pojawia się w salonie. Ty natomiast układasz się wygodnie na sofie i przymykasz powieki. Nagle czujesz jednak na swojej szyi znajome ciepło warg. Mruczysz pod nosem, a kąciki twoich ust wędrują mimowolnie ku górze. Anderson odwraca cię w twoją stronę i przygniata twoje nadgarstki do sofy, przytrzymując je rękami. Spoglądasz na niego ze zdziwieniem, a on zatapia się w twoich malinowych ustach. Odwzajemniasz namiętne pocałunki swojego męża, marząc jedynie by ta chwila trwała jak najdłużej. Ostatnio rzadko pozwalacie sobie na taką bliskość, gdyż zwyczajnie się mijacie i nie macie na to czasu. Po chwili podwija delikatnie skrawek twojej koszulki i zaznacza mokre ślady na twoim brzuchu, który jest już całkowicie płaski. Poddajesz się tej pieszczocie, przymykając swoje powieki. Kiedy Matt zaczyna dobierać się do zamka od twoich spodenek do twoich uszu dobiega płacz Amelki. Natychmiast zrywasz się z mebla i biegiem ruszasz w stronę schodów. Słyszysz tylko jęk niezadowolenia bruneta, chichocząc pod nosem. Ostrożnie bierzesz na swoje ręce drobną sylwetkę swojej córeczki i przyglądasz się jej z uwagą. Wygląda na to, że Melka zabrudziła pieluchę. Pośpiesznie zmieniasz ją na nową i kołyszesz ją do snu. Śpiewasz jej jedną ze znanych kołysanek (klik). Mała spogląda na ciebie swoimi wielkimi niebieskimi oczkami, powoli przymykając swoje powieki.  Po dłuższej chwili schodzisz na dół i uśmiechasz się pod nosem na widok przygotowującego dla ciebie kolację męża. Muskasz jego policzek swoimi wargami i przytulasz się do jego pleców, nucąc pod nosem znaną włoską miłosną piosenkę (klik). Brunet natychmiast odwraca się w kierunku ciebie i pilotem włącza waszą ulubioną piosenkę. Ukazujesz mu rządek swoich śnieżnobiałych perełek i zgadzasz się na jeden taniec. Anderson wyprowadza cię z kuchni i tuż w salonie, ujmuje w pasie, zbliżając swoje usta do twoich. Skrada z nich przelotny pocałunek, a następnie okręca wokół własnej osi, robiąc przy tym kilka innych wygibasów. Jesteś pewna, że jedną z rzeczy, które w nim uwielbiasz to umiejętność górowania na parkiecie. Co jak co, ale tańczy to on genialnie i rzadko kiedy zdarza się, aby nadepnął ci na stopę. Przymykasz powieki  i oddajesz się w jego ręce, którymi doskonale prowadzi cię w tańcu. Zajęci sobą nawet nie zauważacie, że wasze poczynania podziwia widownia, którą jest państwo Kłos. Stoją uśmiechnięci i przytuleni do siebie na schodach, wpatrując się w was z zachwytem. Karol to przecież istne przeciwieństwo twojego męża. Blondyn ma spore problemy w prowadzeniu partnerki na parkiecie, na co nie raz narzekała Ola.  Kiedy kończycie Matt na dobre wpija się w twoje wargi, a ty rozpływasz się, kiedy czujesz ten znajomy doskonale smak truskawek. Tyle razy mówiłaś, żeby rzucił te cholerne landrynki, ale on wciąż je pochłania kilogramami. Pocałunek dopiero przerywa, kiedy siatkarz wraz ze swoją żoną zaczynają wam bić brawa. Matt nieco zmieszany znika ponownie w kuchni, a ty ze śmiechem na widok jego miny opadasz na jedno z krzeseł w kuchni. Chwilę później cała wasza czwórka rozkoszuje się przepyszną specjalnością Matthew Johna Andersona, jaką jest spaghetti.  Może i potrafisz świetnie gotować, ale jego popisowego dania nigdy nie uda ci się przebić. Jest w tym zdecydowanie najlepszy i robi to najlepiej na świecie. Dziękujesz brunetowi za przepyszną kolację soczystym całusem i zabierasz się za zmywanie, od czego od razu wygania cię Amerykanin. Niechętnie na jego prośbę udajesz się do waszej sypialni, a młode małżeństwo opuszcza wasze skromne progi, by udać się na wieczorny spacer po Rzeszowie.  Ty natomiast opadasz na wasze wielkie łoże i przykładasz głowę do poduszki, mrucząc zadowolona pod nosem. Chwilę później dołącza do ciebie Matthew, który  układa dłoń na twoim brzuchu, przyciągając cię do siebie. Odwracasz się w jego stronę i zadzierasz nieco głowę do góry, by spojrzeć w jego oczy. Kompletnie toniesz w tych błękitnych tęczówkach, które po mimo tylu lat wpatrywania się w nie wciąż cię oczarowują i zachwycają. Wtulasz się w swojego męża, układając głowę na jego prawej piersi i przymykając powieki. Nie masz już na nic siły. Teraz marzysz jedynie o długim śnie. Dlatego też Anderson widząc twoje zmęczenie pozbywa się twoich spodenek i koszulki oraz stanika. Nakłada na ciebie swoją reprezentacyjną, długą koszulkę i składa subtelny, ale czuły pocałunek na twoim czole, życząc ci słodkich snów. Kiedy całkowicie odpływasz już do krainy Morfeusza wyłącza elektroniczną nianię i przykrywa was kołdrą. Tym razem będziesz spać naprawdę długo bez żadnych pobudek. 

                                    ***
Zbiegasz schodami na dół i uśmiechasz się pod nosem na widok zastawionego śniadaniem stołu. Chwilę później za twoimi plecami pojawia się brunet, który ledwo co wyszedł z łazienki, opleciony jedynie białym ręcznikiem w pasie. Zarzucasz mu ręce na szyję i wpijasz się żarliwie w jego wargi. Anderson odwzajemnia twoje pocałunki z niniejszym zaangażowaniem, o czym świadczy jego trudność w złapaniu oddechu.  Po dłuższej chwili odrywasz się od jego kuszących ust i podchodzisz do kuchennego stołu. Opadasz na jedno z krzeseł i zabierasz się za posiłek. Momentalnie jednak twój dobry nastrój ulatania się, kiedy przypominasz sobie o tym, że w końcu musisz z nim porozmawiać na ten cholernie trudny temat. Wiesz, że na pewno się zdenerwuję, ale w końcu musisz mu to powiedzieć. Chcesz się realizować zawodowo równie dobrze jak on. Masz prawo zmienić klub, ale cholernie boisz się mu o tym powiedzieć. 

-Matt. Muszę ci coś powiedzieć...-rozpoczynasz niepewnie, unosząc wzrok na jego twarz. 

-Słucham.-odpowiada ci ze stoickim spokojem i opiera głowę na złączonych dłoniach, wpatrując się w ciebie niczym żywe dzieło sztuki. 

-Bo ja... Proszę nie denerwuj się... Ja chce zmienić klub na Police... Kilka tygodni temu dostałam od nich ofertę i jest ona nie dość, że bardzo atrakcyjna to także są tam świetne dziewczyny i w ogóle.-wyduszasz z siebie, bawiąc się obrączką widniejącą na twoim palcu. 

-Anka! Czy ty zwariowałaś?! Jak ty to sobie wyobrażasz?! Chcesz się przenieść na drugi koniec Polski?! Do cholery! A co ze mną?! Co z Amelią?! Pomyślałaś o nas!?- zrywa się z krzesła i chodzi po kuchni, krzycząc. 

-Uspokój się! Nie mów do mnie takim tonem! Myślisz, że to dla mnie też jest łatwe? Po prostu Rzeszów ma naprawdę niski poziom umiejętności jeśli chodzi o mój klub, a dostałam okazję i chce z niej skorzystać. W pełni cię rozumiem, że tobie jest tutaj dobrze, bo Asseco w porównaniu do Developresu dzieli miliony planet. Dlatego chciałam wziąć ze sobą Melkę i z nią tam zamieszkać, a ciebie odwiedzałabym w każdej wolnej chwili i także w drugą stronę. -wyjaśniasz mu. 

-Wykluczone! Nie zgadzam się! Nie ma mowy! Żadnych Polic nie będzie. Będzie za to Rzeszów, nasz dom i Melka, która będzie miałam dwoje rodziców na co dzień!  

-Ale Matt! 

-Żadnego ale! - mówi stanowczo, a ty wściekła wstajesz od stołu, chwytasz swoją torbę i wybiegasz z mieszkania. 

Pośpiesznie wsiadasz do swojej niezawodnej Toyoty i jak najszybciej się da z piskiem opon opuszczasz wasz garaż. Czujesz się okropnie. Wyszło na to, że chcesz by Amelia nie widywała się z Mattem, a to przecież całkowicie mija się z prawdą. Kochasz ich oboje i są dla ciebie najważniejsi, ważniejsi od siatkówki, ale do cholery masz chyba prawo pracować w klubie swoich marzeń! Zawsze chciałaś tam grać! Tam przecież poziom gry to siatkówka nie z tego świata, a nie jakiś Rzeszów, który ledwo co wygrywa każdy mecz. Jesteś złotą medalistką World Grand Prix i Chemik to docenił, zapraszając cię do swoich szeregów. Z jednej strony chcesz tam grać, zamieszkać, ale nie chcesz zostawiać Andersona tutaj. Cholera! Wściekła uderzasz pięściami o kierownice, powodując że wydobywa się z niego dźwięk klaksonu. Dlaczego to musi być tak trudne?! Wprost się w tobie gotuję. Ciekawie jak dzisiaj w takim stanie skupisz się na treningu. Twój trener jeszcze niczego nie wiem. Nie ma pojęcia, że Mistrz Polski zabiega się o ciebie w swoich czterech ściana hali. Z rozmyśleń wyrywa cię dopiero głośny ryk klaksonu ciężarówki. Nim się orietujesz, że zmierza ona wprost na ciebie czujesz już cholerny ból, który rozdziera twoje drobne ciało. Chcesz wstać, zobaczyć co się właściwie stało, ale nie możesz. Czujesz jak twoje powieki stają cię coraz cięższe. Walczysz o to by je utrzymać na odpowiednim poziomie, ale po chwili się poddajesz. Teraz jest już tylko ciemność i nic więcej. 

[Matthew]

By lepiej się wczuć w klimat :) 

Biegasz właśnie wokół boiska, rozgrzewając się na trening, kiedy do twoich uszu dobiera znana ci doskonale piosenka. Pośpiesznie kończysz zaczęte przez siebie okrążenie i podbiegasz do swojego telefonu. Kiedy na ekranie urządzenia pojawia się zdjęcie środkowego PGE Skry Bełchatów marszczysz jedynie brwi i naciskasz zieloną słuchawkę, widniejącą na wyświetlaczu. Z uśmiechem na ustach witasz się z twoim przyjacielem i pytasz o co chodzi. 

-Matt! Anka jest w szpitalu! Miała wypadek samochodowy niedaleko galerii! Jestem w szpitalu, do którego ją przywieziono. Przyjeżdżaj natychmiast na Lwowską! - krzyczy do słuchawki. 

Nieświadomie z twojej ręki wyślizguję się telefon, który upada na parkiet, rozpadając się na kilka części. Natychmiast zwracasz tym na siebie uwagę chłopaków, jednak to bagatelizujesz. Pośpiesznie podnosisz z podłogi telefon, składasz go i wybiegasz z sali. W szatni pośpiesznie zmieniasz spodenki  na dresy, a na górę zakładasz skórzaną kurtkę. Kiedy chcesz już opuścić pomieszczenie wpada do niego twój trener, spoglądając na ciebie pytająco. W skrócie wyjaśniasz mu całą sytuację, obiecując że na wieczornym treningu się stawisz. Kowal kiwa jedynie głową i odsuwa się w drzwiach, by zrobić ci miejsce. Nim zauważasz w twoim samochodzie siedzi już Lotman, na którego spoglądasz niczym na ducha. Jak on tu do cholery wszedł?! Szybko przekręcasz kluczyki w statyce i wyjeżdżasz z pod parkingu. Po drodze opowiadasz mu o telefonie od Kłosa i najszybciej jak się da poruszasz się po ulicach Rzeszowa. Kilkanaście minut później opuszczasz Nissana wraz z Paulem przy boku. Przekraczasz próg budynku i podchodzisz do Karola, który siedzi niedaleko wejścia. Blondyn natychmiast podrywa się z miejsca, krzywiąc się lekko na twarzy. Za pewne spowodowany jest bólem podczas gwałtownego ruchu, który wypełnia jego złamaną rękę przewieszoną na temblaku. Z niedowierzaniem pytasz jak to się stało i gdzie obecnie przebywa. Siatkarz odpowiada ci jedynie, że jest teraz na OIOMIE i wykonują jej badania. Kiedy opisuję ci to jak strasznie wyglądała załamujesz się. Opadasz na wolne obok niego krzesło i ujmujesz swoją twarz w dłonie. Zdajesz sobie sprawę, że to wszystko przez ciebie. Nie potrzebnie aż tak się uniosłeś w porannej rozmowie, a właściwie kłótni. Może gdyby nie to Anka nie wyleciała by tak szybko z waszego mieszkania i nie prowadziła samochodu w takim stanie. Czujesz jak w twoich oczach gromadzą się łzy, a ty pozwalasz im swobodnie spływać po twoich policzkach. Kiedy czujesz na swoich plecach czyjąś dłoń pośpiesznie unosisz swoją głowę i odwracasz w bok, spoglądając na swojego przyjaciela mglistym wzrokiem. Paul jedynie poklepuje cię po plecach, pocieszając uniwersalnym trzema słowami " wszystko będzie dobrze". Ale ty czujesz, że coś może pójść nie tak, że obrażenia okażą się za bardzo rozległe... Podrywasz się z miejsca i z impaktem biegniesz w stronę rejestracji.


-Przepraszam, co z moją żoną. Anna Anderson, podobno miała wypadek samochodowy.-mówisz łamiącym się głosem.

-Spokojnie. Obecnie przeżywa na OIOMIE i badają ją lekarze. Nie może pan tam wejść, ale poczekać przed salą tak. -informuję cię, a ty jedynie kiwasz głową i bez słowa kierujesz się w stronę windy. 

-Poczekaj na nas! -krzyczy za tobą Lotman. 

Chwilę później w trójkę podążacie szpitalnym korytarzem, mierząc wzrokiem sale. Kiedy przez szybę dostrzegasz jej sylwetkę pogrążoną w śnie, zamierasz. Na jej ciele jest pełno różnego rodzaju siniaków, opatrunków, a ręka i noga opatrzone są w gips. Kiedy zauważa cię prowadzący ją lekarz natychmiast opuszcza salę i staję tuż obok ciebie. 

-Dzień dobry. Nazywam się Krzysztof Iwańczyk i prowadzę pańską żonę. Niestety, nie jest najlepiej. Pani Ania ma sporego krwiaka, który naprawdę szybko się powiększa. Gdy tylko sala operacyjna się zwolni zabieramy ją na blok.-oświadcza ci, a ty podciągasz nosem. 

-A jeśli pan nie zdąży? To ona umrze?- pytasz, nie dowierzając.

-Proszę być dobrej myśli. Niestety, ale muszę iść. Do zobaczenia panie Anderson.-żegna się z tobą i odchodzi. 

Opierasz się o zimną ścianę i zaczynasz zwyczajnie płakać. Powoli osuwasz się po niej i ukrywasz swoją twarz w dłoniach. To niemożliwe! Przecież ona nie może umrzeć! Ona musi żyć! Dla ciebie, dla Amelki! Dla was! Przecież kilka godzin temu byliście razem szczęśliwi. Spała obok ciebie spokojnie w jednym łóżku, wtulona w twój tors. A teraz?! Teraz przebywa w szpitalu po groźnym wypadku samochodowym. Byłeś pewny, że już nic nie przeszkodzi ci w szczęściu, że wszystkie niespodzianki los już wyczerpał na twoje życie. Tak bardzo się myliłeś. Jak cholerny jeden poranek może zmienić jedno życie. 
Nim zauważasz lekarz otwiera drzwi i  z pomocą pielęgniarek wywozi gdzieś twoją żonę. Natychmiast chwytasz ją za dłoń i spoglądasz błagalnie na lekarza. Chcesz iść z nią dalej, ale niestety drzwi na blok operacyjny zamykają się za sylwetką mężczyzny. Karol pochodzi do ciebie i przytula cię mocno. Jemu też jest ciężko. Chce mu się płakać, ale musi pokazać, że jest silny. W końcu wciąż kocha Ankę. Mimo iż wyszedł za Aleksandrę Dudzicką wciąż darzy miłością Annę Anderson. Twoją żonę, promienną kobietę, pełną pozytywnej energii do życia i czerpania radości ze swojej pasji. Jednak ona nie odwzajemnia jego uczuć i on doskonale o tym wie. 
Czekasz niecierpliwie na koniec operacji. Nerwowo przemierzasz korytarz, bojąc się cholernie, że ją stracisz. Po blisko pięciu godzinach pracy na stole operacyjnym drzwi bloku otwierają się, a za nich wyłania się lekarz. Pośpiesznie do niego podchodzisz. 

-Co z moją żoną?!- pytasz, spoglądając w oczy mężczyzny.

-Niestety, pańska żona nie żyję. -odpowiada spokojnie.-Przykro mi, ale zmarła na stole operacyjnym. Może się pan z nią pożegnać. Pielęgniarka pana zaprowadzi.-mówi, a następnie rusza przed siebie. 

Kolejny podkład. 

Nie możesz w to uwierzyć! Ona nie żyję! Twoja żona odeszła z tego świata! Wściekły na samego siebie uderzasz z całej siły pięścią o ścianę. To niemożliwe! To musi być nieprawda! Podążasz za wysoką szatynką i wchodzisz do sali, w której spoczywa jej ciało. Kiedy Paul pyta czy tam  z tobą wejść kategorycznie kręcisz głową i zagłębiasz się w pomieszczenie. Powoli podchodzisz do łóżka, na którym jest ułożone jej drobne ciało i odkrywasz delikatnie jej twarz. Przykładasz do niej swoją dłoń i czujesz tylko zimno bijące od jej skóry. Twoje oczy po raz kolejny tego dnia wypełniają się łzami. Niestety, ale to prawda. Twoja ukochana Ania nie żyję. Zwyczajnie odeszła, zostawiła ciebie i Melkę samą. Gładzisz jej twarz swoją dłonią, po raz ostatni badając jej rysy. Ostatni raz muskasz jej usta swoimi wargami, które nie reagują na twój gest. Przejeżdżasz palcem po jej ramieniu, dłoni, brzuchu, nogach. Opadasz na pobliski taboret i dajesz upust swoim emocjom. Łkasz cicho, nie mogąc w to uwierzyć, że jej już nie ma. Odeszła! Odeszła tam do góry! Bo z pewnością właśnie tam się znajdzie. Przecież była aniołem stworzonym przez Boga dla wprost dla ciebie. To on złączył wasze drogi i teraz je przerwał. To on czuwał nad waszą miłością, To właśnie on obdarował was słodką i cudowną córeczką, która miała ci zawsze przypominać o Annie Lisickiej. Dziewczynie, która skradła, porwała  twoje serce i już nigdy go nie odda. Już żadna kobieta nie zagości w twoim życiu. Ona była tą jedyną, wyjątkową, magiczną. Ona była stworzona tylko i wyłącznie dla ciebie. Była twoją połówką, która idealnie cię rozumiała, dopełniała. Byliście naszyjnikiem z serduszkiem, które było podzielone na dwie części. Jedną Bóg podarował tobie, a drugą jej. A później odnaleźliście siebie i złączyliście się w jedność, ślubując sobie przed ołtarzem w Rzeszowie miłość wierną, miłość aż do śmierci, w zdrowiu i chorobie... Teraz czujesz jakby twoje serce własnie podzieliło się na dwie połowy i roztrzaskało na drobne kawałeczki, których już nigdy nie będziesz w stanie skleić. Już nigdy nie zrobi tego żadna kobieta. Bo jedyną, która mogła to zrobić była i jest Ania, z którą masz nadzieję spotkasz się tam na górze. 
Opuszczasz pomieszczenie cały roztrzęsiony i oddajesz się w ramiona swojego najlepszego przyjaciela. Co z tego, że plamisz jego bluzę. Dla niego jest to teraz nie ważne. Był przy tobie zawsze i wszędzie. W tych trudnych jak i za równo dobrych dla ciebie chwilach i jest tutaj także dziś.  Jesteś mu za to naprawdę wdzięczny. Odwracasz głowę do tyłu i przyglądasz się blondynowi, który klepie cię po ramieniu i oświadcza, że też jest mu ciężko. Chwilę później znika już za drzwiami sali. 

                                                                          ***
Ze smutkiem w oczach wpatrujesz się w jadący przed wami samochód pogrzebowy. Minęło już dwa dni od jej odejścia, a ty zaakceptowałeś fakt, że już nigdy jej nie zobaczysz, że nigdy cię już nie przytuli, nie pocałuję, nie zaśmieje się z twoich słów, nie podroczy, nie wtula się w twoje ramiona, nie wypłacze, nie ponarzeka na życie, nie obejrzy po raz -etny filmu ze ślubu, nie przeglądnie wspólnego albumu, nie opowie o tym jaka to wasza córeczka jest cudowna, nie spojrzy na ciebie już nigdy tymi swoimi czekoladowymi oczami, nie zatopi się w twoich błękitnych tęczówkach, nie... Mógłbyś tak wymieniać w nieskończoność, ale po co?  Nie chcesz się rozkleić. Jednak gdy jej trumna zostaje przysypane piachem mimowolnie słona ciecz znaczy ślady na twoich policzkach, a ty nie potrafisz tego zatrzymać.  Przełykasz głośno ślinę i dopiero zdajesz sobie sprawę, że zostajesz sam z Amelką. Powolnym krokiem podążasz w kierunku mikrofonu, przy którym masz wygłosić mała przemówienie. 

-Na początku chce z całego serca podziękować wszystkim za tak licznie przybycie tutaj. Na pewno wszystkim jest nam trudno. Ania była wspaniałą kobietą i człowiekiem. Ona była aniołem zesłanym nam tutaj na ziemie z nieba.  Kiedy wybaczyła mi największy błąd mojego życia byłem prze szczęśliwy. Dała mi drugą szansę, której nie zmarnowałem. Każdego dnia starałem się okazać jej jak bardzo jest dla mnie ważna i jak bardzo mi na niej zależy. Ania była przede wszystkim pełną optymizmu dziewczyną, która swoim uśmiechem powodowała uśmiech na naszych twarzach. Nigdy nie myślała o życiu jako złej stronie. Zawsze i w każdej sytuacji starała się znaleźć pozytywne aspekty. Kiedy dowiedziała się, że niszczy ją białaczka była załamana. Bała się, że nie spełni swojego największego marzenia. Zawsze chciała wystąpić w reprezentacji z orzełkiem na piersi i usłyszeć te kilka milionów gardeł śpiewających Mazurka na własne uszy. Nigdy w życiu nie spodziewała się, że już w pierwszych miesiącach kadry stanie się tak wielką zawodniczką i osiągnie tak wiele. Niedługo po oświadczynach oznajmiła mi, że chce mieć dziecko. Od dawna wiedziałem jak bardzo kocha dzieci i jak je traktuję. Bałem się, że choroba może powrócić, ale zaryzykowałem. Po powrocie z miesiącu miodowego okazało się, że jest w ciąży. Jej radość na tą wiadomość była niesamowita równie mocno jak moja. A gdy urodziła Amelię była najszczęśliwszą żoną i matką na świecie. Życie przy jej boku na co dzień było pełne różnorakich przygód. Uwielbiałem, kiedy każdego wieczoru wtulała się w moją pierś i wysłuchiwała bicia mojego serca. Zawsze to ją uspokajało. Chyba wiedziała, że bije ono tylko dla niej i nikogo innego. Naprawdę  Anna była aniołem zesłanym nam na ziemie, by czuwać nad nami. By zarażać nas swoim optymizmem. Dziękuję Bogu, że czuwał nad naszą miłością, że obdarował nas tak wspaniałą darem jakim jest Amelia nasza córka, która zawsze będzie mi ją przypominać. Kocham je ponad wszystko. Dokładnie, kocham. Bo nigdy nie przestane kochać Anny. - kończysz swój monolog i podchodzisz do Oli, która wybucha głośnym płaczem.

Wszystkim wam jest ciężko, a najciężej waszej trójce. Małżeństwo Kłos byli przecież szczególnie związani z Anną. Karol wczorajszego wieczoru opowiedział ci wszystko z godnie z prawdą. Kochał ją równie mocno jak ty. Tylko ona traktowała go jedynie jako starszego brata, którego nigdy nie miała. Wypłakiwała się mu na ramieniu, byś ty nie widział jak cierpi kiedy ciebie nie było w domu. Wygadywała z każdego waszego problemu, by się go doradzić. Naprawdę robiła wszystko to co powinna robić z bratem. Po za tym jednym pocałunkiem, który nie powinien mieć miejsca. Jednak ty już dawno o tym zapomniałeś i zaprzyjaźniłeś się z Karolem. Ola z wielkim zaangażowaniem pomagała ci w opiece nad Amelią. 
Jednego możesz być pewien. Ty Matthew Anderson w pełni oddałeś się Annie Lisickiej-Anderson. Kochasz ją! I nigdy nie będziesz żałował, że ją spotkałeś. Ona odmieniła twoje życie. 

-Dziękuję Aniu! Dziękuje za wszystko! Za naszą miłość, za Amelię, za wszystko! Kocham cię! -krzyczysz w stronę pełnego gwiazd nieba. 

Wiesz doskonale, że ona to słyszy. 

                                                   KONIEC 

Dziękuję wam bardzo za to, że byłyście! Gdyby nie wy i wasze zaangażowanie w tą historię nie dobiegłabym ona końca! Dziękuję naprawdę z każdej osoba jak i wam wszystkim razem za każdy komentarz, każde miłe słowo, każdą krytykę, każdą rozmowę na gg, każde wejście tutaj, każdą minutę, godzinkę poświęconą na rozdział. Po prostu za wszystko Kochane! :* Nie wiem jak wy, ale ja płakałam nieco pisząc ten epilog, ale po raz pierwszy jestem zadowolona z całej historii i jestem dumna, że podołałam tak trudnej historii :) Good bay Aniu, Matthew, Paulu i reszto! Będę za wami tęsknić moja spółko! :( Do zobaczenia na kolejnym blogu! Do zobaczenia na Nikolayu i Anastazji! Dobranoc! :* 
PS: Nie zamordujcie mnie proszę! :) Za wszystkie błędy na tym blogu przepraszam! :) 

sobota, 30 maja 2015

Trzydziesty ósmy, cz.2 : Zabiję cię kiedyś ruska gnido!

Jak zawsze za wszelkie literówki, błędy przepraszam :) 

Ania]

Wyspana pokonujesz stopnie, rozciągając się leniwie.Spało ci się dzisiaj wyjątkowo dobrze i niezmiernie cię to cieszy. Z delikatnym uśmiechem na ustach przekraczasz próg kuchni i podchodzisz do lodówki, otwierając ją. Śmiejesz się pod nosem, dostrzegając na środkowej półce miskę pełną sałatki i małą karteczkę.Anderson jest naprawdę niemożliwy.Sięgasz po nią i gładzisz się po nieco zaokrąglonym już brzuchu.Opadasz na jedno z krzeseł przy kuchennym stole i zabierasz się za spożycie swojego śniadania. Ukradkiem zerkasz na wiszący na ścianie zegar, który wybija właśnie pierwszą po południu. Od kilku dni strasznie długo śpisz, ale to normalnie w twojej sytuacji.Kiedyś chciałaś się wybrać w odwiedziny do swojej mamy, która zapraszała cię do siebie, ale nic z tego. Matt za nic w świecie nie chce pozwolić byś włóczyła się przepchanymi autobusami do miasta jakim jest Bełchatów. A sam, niestety nie może cię zawieźć z powodów ciągłych treningów i meczów. Nim zauważasz opróżniasz naczynie do samego dnia. Zrywasz się z miejsca i podchodzisz do szafki, wyjmując z niej opakowanie malinowej herbaty. Wsypujesz do kubka trzy łyżeczki, a następnie zalewasz wrzącą wodą. Oplatasz kubek swoimi dłońmi i ruszasz w kierunku tarasu. Zasiadasz w swoim wiklinowym fotelu i przymykasz powieki, wdychając do płuc wiosenne powietrze. Nim za dotknięciem czarodziejskiej różdżki minęła dość mroźna zima, a rozpoczynała się wiosna. Popijając parujący napój wsłuchujesz się w śpiew ptaków i z uśmiechem poddajesz lekkiemu wiatrowi, który rozwiewa i plącze twoje błyszczące włosy. Pustą porcelanę odkładasz na mały wiklinowy stolik i przymykasz swoje powieki, pozwalając aby słońce muskało twoją twarz swoimi płomykami. Po chwili jednak otwierasz oczy i zerkasz ciekawa na godzinę, która widnieje na wyświetlaczu twojego telefonu. Podnosisz się leniwie z siedzenia i postanawiasz udać się na zakupy, gdyż dawno tego nie robiłaś, a lodówka świeci pustkami.Narzucasz na siebie pierwszy lepszy zestaw i chwytasz w dłoń swoją torebkę. Zamykasz za sobą drzwi i czekasz przed domem na Izabelę, z którą po raz kolejny nie widziałaś się przez długi czas. Po chwili podjeżdża po ciebie srebrna Toyota, a ty pośpiesznie do niej wsiadasz. Spoglądasz na swoją przyjaciółkę ze smutną miną, chcąc coś powiedzieć, usprawiedliwić się, dlaczego tyle się do niej nie odzywałaś, nie miałaś kontaktu, ale dochodzisz do tego, że to nie ma sensu. Wiesz doskonale, że to całkowicie twoja wina. Gdy jednak chcesz się wreszcie z nią przywitać ona rzuca się na ciebie z szerokim uśmiechem, przytulając do siebie mocno. Trwasz w jej uścisku, śmiejąc się cicho. 

-Przepraszam.-mówicie niemalże jednocześnie, na co wnętrze samochodu wypełnia wasz głośny śmiech.

W końcu odrywacie się od siebie i rozpoczynacie swoje opowieści co przez ten czas wydarzyło się w waszym życiu. Iza wreszcie rusza z podjazdu i wjeżdża na główną ulice. Co chwila parskacie śmiechem, opowiadając sobie śmieszne historie o swoich partnerach. Kowalska wciąż jest z Penchevem i wygląda to na coś poważnego. Szczerze cieszysz się jej szczęściem i naprawdę życzysz im jak najlepiej. Piętnaście minut później chodzicie już po delikatesach i wrzucacie do swoich koszyków potrzebne produkty. Co chwila zerkasz na zegarek, gdyż nie chcesz się spóźnić na mecz Andersona. Chwilę później stoicie już przy kasie, oczekując na swoją kolej. Gdy młoda blondynka kończy was obsługiwać opuszczacie sklep i wsiadacie do samochodu Izy. Droga powrotna mija wam, jak za dawnych czasów na śpiewaniu hitów puszczanych w radiu. 

                                                      ***
Z szerokim uśmiechem na ustach podchodzisz do Matta i stając na palcach muskasz delikatnie jego usta. Amerykanin przyciąga cię bliżej, a ty zarzucasz ręce na jego szyję i bez pamięci smakujesz jego warg. Kochasz ich truskawkowy posmak spowodowany cukierkami, które brunet pochłania kilogramami, a mimo to utrzymuje swoją wagę na stałym poziomie. Tą idealną chwilę przerywa wychodzący właśnie z szatni Lotman. Matt natychmiast od ciebie odskakuję i wydaję się zmieszany, a ty posyłasz przyjacielowi twojego męża mordercze spojrzenie. Paul jednak to bagatelizuje i śmieje się głośno  tej sytuacji, unosząc znacząco brwi. Otrzymuje od ciebie uderzenie w ramie, na co jęczy cicho. 

-Ej no! Za co to?- pyta oburzony.

-Za przerwanie mi rozkoszowania się moim mężem.-odpowiadasz, wystawiając mu język.

-Wariatka!- stwierdza ze śmiechem i rusza w stronę hali. 

Odwracasz się w stronę niebieskookiego i przykładasz wargi do jego policzka, życząc mu powodzenia. Podążasz w stronę wejścia na halę, a siatkarz wpatruję się w twoją oddalającą się sylwetkę. Po chwili jednak się opamiętuje i wejście dla zawodników udaje się na obiekt siatkarski. Ty natomiast siedzisz obok  Moniki, Jasmine i Oli, obserwując jak rzeszowianie i bełchatowianie rozgrzewają się do meczu. Atmosfera w Podpromiu jak zawsze jest niesamowita, a ty niczym zaczarowana wciąż się tym napawasz, choć znasz tutejsze miasto jak własną kieszeń i wiesz, że jest naprawdę magiczne pod względem kibiców. 
Wrzeszczysz na całe gardło, kibicując swojemu mężowi. Skra jednak ciągle utrzymuje spore prowadzenie.Nim spostrzegasz spotkanie dobiega końca. Tym razem to Bełchatów okazuję się lepszy od Rzeszowa, wygrywając z nim 3:1. Nieco zawiedziona przeciętną grą swojego partnera opuszczasz trybuny i zbiegasz do barierek, gdzie czaka już Matt.Muskasz delikatnie jego wargi, a następnie przyciągasz do siebie i zamykasz w swoich ramionach. Po wyrazie jego twarzy stwierdzasz, że nie jest on zadowolony z przebiegu tego meczu. Anderson odrywa się od ciebie i prosi byś poczekała pod szatnią. Kiwasz jedynie głową i obserwujesz jak siatkarz opuszcza boisko. Machasz z uśmiechem do Karola, który podbiega do ciebie i unosi cię nad barierkami, przytulając mocno tak, że ledwo co łapiesz oddech. 

-Kłos do cholery! Bierz te łapska!-warczysz na niego.- Fuj! Jesteś cały mokry! 

-To chyba normalne po tak trudnym i zawziętym meczu.-odpowiada ci z szerokim uśmiechem.-Co tam u ciebie słychać? Słyszałem, że spodziewasz się małego Andersonka lub Andersonki.-śmiesznie porusza brwiami, a ty parskasz śmiechem. 

-Nie no! Olka ci powiedziała! Zabiję cię kiedyś ruska gnido!- wskazujesz palcem w stronę blondynki.

-Oj przestań! Też cię kocham.-puszcza ci oczko.

-Pamiętasz moje życzenia ślubne?-pyta blondyn, a ty kiwasz z uśmiechem głową.- Już się nie mogę doczekać Karolka!-oświadcza ci uradowany. 

-Chyba śnisz. To będzie Amelia.-odpowiadasz.-Nie, żadna Karolinka!-zastrzegasz, kiedy odwiedzasz usta. 

                                                  ***
Z subtelnym uśmiechem na ustach przemierzasz szpitalny korytarz, podtrzymując swój brzuch dłońmi.Czujesz już jak skarb, który się w nim znajduję chce się wydostać na ten świat. Z każdym dniem upomina się o co coraz bardziej, kopiąc coraz mocniej. Lekarze kazali ci nie opuszczać sali, ale bądźmy szczerzy. Czy ty kiedy kolwiek nie postawiłaś na swoim? Nie, przecież jesteś uparta jak osioł.Zatrzymujesz się wreszcie i przykładasz dłoń do szyby, za którą widnieje uśmiechnięta od ucha do ucha mała blondynka. Po chwili naciskasz już na klamkę i przekraczasz próg pomieszczenia. Klara zeskakuję ze swojego łóżka i podbiega do ciebie, tuląc się do twoich nóg.Śmiejesz się na ten gest cicho i każesz jej usiąść.Sama też chwilę później opadasz obok jej i bierzesz głęboki oddech. Ostatnio mało chodzisz, a jeśli już to robisz to doskwiera ci niemiłosierny ból łydek i kręgosłupa. Tu jednak chciałaś przyjść i nikt nie mógł cię przed tym powstrzymać. Spoglądasz z uśmiechem na dziewczynkę, która wpatruję się w ciebie tymi zielonymi tęczówkami. Nim dostrzegasz układa swoją główkę na twoim znacznie zaokrąglonym brzuchu i przymyka powieki. Słyszysz jej uroczy śmiech, kiedy twój szkrab daje o sobie znać kopniakiem. Przyciągasz ją do siebie i zamykasz w swoich ramionach, składając na jej czole czuły pocałunek. 

-Nawet jak ta kruszynka przyjdzie na świat, ja i tak będę cię kochać Klara.-szepczesz, a Truskaweczka całuję cię w policzek. 

-Ja też cię kocham Ania.-oświadcza ci z szerokim uśmiechem.- Jak dasz jej na imię? 

-Amelia.-odpowiadasz, przeczesując jej włosy.-Zrobić ci warkocza?- pytasz.

Mała kiwa głową, a ty zaczynasz rozczesywać jej długie, jasne włosy. Ujmujesz w swoje dłonie kilka kosmyków i zaczynasz pleść z nich warkocza. Klara niedawno przeszła przeszczep i z tego co wiesz od lekarzy czuje się doskonale, więc niedługo ma opuścić szpital. Ty natomiast zostajesz tutaj aż do porodu, który już niedługo. Związujesz włosy gumką i podajesz jej lusterko. Blondynka obdarza cię swoim słodkim i uroczym uśmiechem, dziękując za zrobienie fryzury. Kiedy chcesz wyjąć z szuflady puzzle, krzywisz się lekko. Czujesz jak po twoim brzuchu przechodzi fala silnego bólu. Zaciskasz zęby i starasz się powstrzymać przed jęknięciem, ale po chwili upadasz na łóżko, krzycząc głośno. Chyba się zaczęło. Klara nie wiedząc co ma zrobić wybiega z sali w celu poszukania jakiegoś lekarza. Chwilę później w sali pojawia się starszy mężczyzna, który natychmiast prosi o przewiezienie cię na porodówkę. Szeptem prosisz jeszcze o wezwanie Matta do szpitala i przymykasz powieki. To tak cholernie boli, ale musisz dać z siebie wszystko. Chcesz wreszcie zobaczyć na swoje własne oczy owoc twojej i Matthew miłości. 

[Matt]

Bierzesz od Lotmana telefon i wsłuchujesz się w słowa lekarza. Obiecujesz mu, że zaraz będziesz na miejscu i kończysz połączenie. Natychmiast wybiegasz z hali i podążasz w kierunku wyjścia z Podpromia, nie zaważając na biegnącego za tobą Nikolaya. Zatrzaskujesz za sobą drzwi od samochodu i opadasz na fotel kierowcy, przekręcając kluczyki w statyce. Kiedy chcesz wyjechać z parkingu Bułgar otwiera drzwi od strony pasażera i wskakuję do środka, a chwilę później na siedzenie z tyłu opada Paul. Odwracasz głowę w stronę twojego przyjaciela i chcesz już coś powiedzieć, ale on cię uprzedza.

-Nic nie mów! Jedziemy z tobą!-oświadcza ci Amerykanin. 

Masz zamiar ponowić swoją próbę, ale wtedy Penchev klepie cię po ramieniu i oznajmia, że masz wolne. Z piskiem opon wyjeżdżasz z pod obiektu sportowego i przemierzasz drogi Rzeszowa w największej prędkości jaka tylko jest możliwa. Po chwili parkujesz pod budynkiem szpitala i szybko opuszczasz Nissana. Wbiegasz do obiektu, potrącając przy tym pielęgniarkę z stosem papierów. Posyłasz jej przepraszające spojrzenie i podążasz w kierunku porodówki. Gdybyś nie był sportowcem, za pewne padłbyś w połowie schodów podążających na oddział, na którym znajduję się twoja żona. 

-Przepraszam. Gdzie obecnie przebywa Anna Anderson? - pytasz zdyszany, stając obok pielęgniarki. 

-A kim pan jest? -unosi pytająco brew. 

-Jej mężem. Dowiem się, gdzie ona jest?!-irytujesz się nieco. 

-Obecnie przebywa na sali porodowej.Musi pan...-mówi, ale ty jej przerywasz. 

-Gdzie to?

-Duże drzwi z numerem 15, ale nie może pan tam wejść!-krzyczy za twoją oddalającą się sylwetką. 

Ty jednak bagatelizujesz jej słowa i zatrzymujesz się przed ogromnymi drzwiami z podanym przez nią numerkiem. Bierzesz głęboki oddech i wchodzisz do środka. Jeden z lekarzy natychmiast to zauważa i karze ci wyjść. Ty jednak podchodzisz do Anni i splatasz jej palce ze swoimi, całując delikatnie jej dłoń. Brunetka unosi głowę i spogląda na ciebie z delikatnym uśmiechem, a chwilę później z jej gardła wydobywa się głośny krzyk. Chcesz zostać, wspierać ją, ale doktor wskazuję ci ręką drzwi. Niechętnie opuszczasz pomieszczenie i opadasz na pobliską ławkę. Chwilę później docierają do ciebie twoi przyjaciele.Paul zasiada obok ciebie i obejmuję cię ramieniem, mówiąc że wszystko pójdzie dobrze. Penchev natomiast przemierza korytarz z telefonem w dłoni, zdając relacje swojej partnerce. Nagle do sali znajdującej się na przeciw waszej trójki wchodzi kolejny lekarz, a ty podrywasz się z ławki i zaczynasz się denerwować. Czyżby coś szło nie tak?  
Krzywisz się lekko, kiedy promienie słoneczne muskają twoją twarz. Niechętnie otwierasz swoje oczy i zasłaniasz je dłońmi przez chwilę, a następnie rozglądasz się wokół. Wciąż jesteś w szpitalu. Wygląda na to, że tutaj zasnąłeś. Podnosisz się z niewygodnej ławki i udajesz w kierunku recepcji. Starsza pani informuję cię o obecnej sali żony, a ty dziękujesz jej skinieniem głowy i podążasz w podanym przez nią kierunku. Chwilę później naciskasz na klamkę i przekraczasz próg pomieszczenia. Uśmiechasz się pod nosem, kiedy twoim oczom ukazuje się leżąca na końcu sali brunetka wraz z małą kruszynką na rękach. Podchodzisz do tej dwójki i składasz na ustach dziewczyny delikatny pocałunek, a następnie opadasz na krzesło obok łóżka. Ania ostrożnie przekazuję ci wasz skarb na ręce, a ty odwdzięczasz się jej szerokim uśmiechem. Delikatnie podtrzymujesz dziecko na rękach, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Jest całkowitym odzwierciedleniem swojej, pięknej mamusi, po za oczętami, których błękit odziedziczyła po tobie. Kołyszesz ją delikatnie, uśmiechając się pod nosem. 

-Jest twoją całkowitą kopią.-stwierdzasz, spoglądając na swoją żonę.

-Widocznie za mało się starałeś.-odpowiada ci ze śmiechem.

-Następnym razem będzie synek i do tego taki przystojny jak jego tatuś. Wyrwie wszystkie kobitki.-poruszasz znacząco brwiami, a Ania wybucha głośnym śmiechem.-To wcale nie jest śmieszne! Zobaczymy jak wrócisz do domu.-puszczasz jej oczko, a ona uderza cię w ramię.- Piękna jest.-składasz na czole dziewczynki subtelny pocałunek. 


Brunetka tylko przytakuję głową i napawa się waszym widokiem. Po chwili przerywa to jednak siostra, która zabiera małą na badania. Przysiadasz na wygodnym materacu i przyciągasz do siebie panią Anderson. Zamykasz ją szczelnie w swoich ramionach i układasz swój podbródek na czubku jej głowy, szepcząc dwa najważniejsze w jej życiu słowa. 

                                                    ~*~
Po długich męczarniach, które trwały jakieś trzy dni wreszcie skończyłam! Jaka ulga! Jeszcze tylko epilog i bay, bay Matt i Ania! :) Z jednej strony cieszę się, że to już koniec, a z drugiej będzie mi brakować bohaterów, których postacie kreowałam ( np. szalonego Lotmana czy wiatropylnego Kłosa ^^) No, ale wszystko się kiedyś kończy :/ Epilog postaram się dodać jutro, a jeśli mi się nie uda to jak najszybciej, gdyż chce jak najszybciej zakończyć tą historię i ruszyć z powrotem na Penchevie :3  Gratulacje dla naszych orzełków za pokonanie Rosji dwukrotnie! ;* Co z tego, że wczoraj było nieco gorzej. Przecież to normalne u naszych siatkarzy. Oni uwielbiają wywoływać zawały :D Za to w piątek było tak nieco monotonie, to wczoraj znowu emocjująco jak cholerka :D Dobra, tyle od mnie, bo się rozpisze i litanie Kaśkiblogery powstanie :P Przepraszam was bardzo, że musiałyście tyle czekać, ale naprawdę ciężko mi się pisało obie części 38. :P Nic na to nie poradzę. To chyba przez mecze xd Całuję i do następnego :* 
PS: Szkoda, że Niko dziś nie poszło najlepiej i Bułgaria przegrała 1:3 :( No, ale taki jest sport :/ Następnym razem będzie lepiej :) 


poniedziałek, 25 maja 2015

Trzydziesty ósmy, część 1: Niech mnie piorun trafi jeśli to nieprawda.

Za wszelkie błędy, które się wkradły przepraszam, ale morderczo mi się pisało ten odcinek :( Miłego czytania życzę! :*

[Ania]

Leniwie pokonujesz schody w swoim mieszkaniu i podążasz w kierunku kuchni. Kąciki twoich ust momentalnie wędrują ku górze, kiedy twój wzrok zatrzymuje się na zalewającym właśnie kawę brunecie. Przytulasz się do jego pleców, wdychając zapach jego intensywnych perfum. Matt natomiast śmieje się pod nosem uroczo i odwraca w twoją stronę, skradając z twoich malinowych ust przelotny pocałunek. Opadasz na jego z krzeseł przy kuchennym stole i w podziękowaniu muskasz jego policzek, kiedy układa przed tobą filiżankę z parującym napojem. Przymykasz powieki i wdychasz do swoich nozdrzy przyjemny aromat. Upijasz łyk gorącej cieczy i otwierasz oczy, spoglądając z subtelnym uśmiechem na swojego męża. Anderson tymczasem zajada się ze smakiem jajecznicą i popija swoją, a właściwie waszą ulubioną kawą. Z ciekawością spoglądasz na zegarek i wzdychasz głośno. Wskazówki zatrzymują się właśnie na wpół do dziewiątej. Za chwilę oboje udacie się na swój trening i zobaczycie dopiero po południu.Zamyślona nawet nie zauważasz, kiedy twoja filiżanka stoi na stole całkowicie pusta. Po chwili jednak podnosisz się z miejsca i zbierasz naczynia ze stołu, układając je do zlewu. 

-Czego nie zjadłaś śniadania? Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?- siatkarz opiera się o jedną z kuchennych szafek i spogląda na ciebie z niepokojem. 

-Po prostu nie jestem głodna i nie mam ochoty.-odpowiadasz z obojętnością.- Czuje się niesamowicie, jak zawsze, kiedy jesteś obok.-obdarzasz go szerokim uśmiech.-A teraz spinaj tyłek i się pośpiesz, bo się spóźnisz na trening. Ja oczami przed twoim trenerem świecić nie będę!-wystawiasz mu język, pokonując stopnie. 

-Spokojnie. Nie będzie takiej potrzeby! Do zobaczenia przed domem!- krzyczy z dołu. 

Po chwili słyszysz już jak zamyka za sobą drzwi. Zatrzymujesz się przed szafą w waszej wspólnej sypialni i pocierając z zastanowieniem brodę, myślisz co mogłabyś na siebie ubrać. Po dłuższej chwili wskakujesz w swoje ukochane, czarne dresy z Nike i dobierasz do nich niebieską bluzę. Przed lustrem w łazience poprawiasz swoje rzęsy czarnym tuszem i pośpiesznie pokonujesz dystans dzielący ciebie od samochodu Matthew. Twój mąż nie może opanować śmiechu, kiedy z tego pośpiechu uderzasz głową o kant przy drzwiach. Rzucasz w jego stronę groźne spojrzenie, a on momentalnie się ucisza i posyła ci swój łobuzerski uśmieszek. W ciszy przemierzacie drogę do hali, jednak wam to nie przeszkadza. W końcu otwierasz drzwi od strony pasażera i opuszczasz niebieskiego Nissana. Żegnasz się z siatkarzem namiętnym pocałunkiem i z torbą na ramieniu zmierzasz w kierunku wejścia na obiekt sportowy. Matt dzisiaj rozpoczyna dzień od siłowni z chłopakami, dzięki czemu wy możecie w spokoju korzystać z hali. Po kilkunastu sekundach przekraczasz już próg Podpromia, słysząc dobiegające z szatni śmiechy dziewczyn. Na palcach wchodzisz do pomieszczenia i zajmujesz swoje stałe miejsce. 

-Anka!-rzucają się na ciebie dziewczyny.-Tęskniłyśmy! Jak było na miesiącu miodowym? 

-Hola! Teraz jej trening i trzeba się na nim skupić. Pogadanki będą potem.-puszczasz im oczko i zabierasz się za zmianę stroju. 

Z szerokim uśmiechem przemierzasz odległość do kosza z Mikasami. Po chwili obracasz już w swoich dłoniach żółto-niebieską piłkę, podchodząc do trenera. Ucinasz z nim sobie krótką pogawędkę i rozpoczynasz indywidualną rozgrzewkę. Kilka kółek wokół boiska, stawy skokowe, rozgrzanie palców, rozciąganie...Nim zauważasz stoisz już na prawym ataku, spoglądając z uśmiechem na koleżanki z drużyny. Podzielone na dwa zespoły rozpoczynacie mecz. Agata rozpoczyna od solidnej zagrywki, którą przeciwniczki przyjmują i odpowiadają mocnym atakiem, który zostaje obroniony. Wystawa Budzoń na prawe skrzydło i zdobyty przez ciebie pierwszy punkt. Z szerokim uśmiechem przybijasz piątki z dziewczynami, a Adzie psujesz fryzurę. W trakcie trwania drugiego seta, w którym to wy prowadzicie nagle twoje samopoczucie się pogarsza. Zaciskasz zęby, by nie wydać z siebie jęku bólu, gdy twój brzuch zalewa fala bólu. Po chwili jednak motywujesz się, że dasz radę. Znowu kończysz atak, który ląduje w dziewiątym metrze boiska, ale zginasz się w pół, gdy znowu czujesz okropny ból w okolicach brzucha. Wiktorowicz natychmiast udaje się w twoim kierunku. 

-Ania, wszystko w porządku? Co się stało? -pyta zaniepokojony. 

-Jakby było w porządku to bym chyba grała! Cholernie boli mnie brzuch.-syczysz przez zaciśnięte zęby. 

-Spokojnie. Usiądź sobie i odpocznij.-mówi łagodnym tonem Mariusz. 

Dziewczyny widząc jakie problemy sprawia ci każdy ruch zanoszą cię na krzesełka i wracają na boisko. Ty natomiast siedzisz z boku, przyglądając się ich grze z podciągniętymi pod brodę kolanami. Chwilę później zrywasz się z miejsca i biegniesz w kierunku łazienki. Pośpiesznie opadasz obok deski klozetowej i wyrzucasz z siebie zjedzony przed treningiem zestaw owoców oraz wypitą rano kawę. Chwilę później opierasz się już o zimne płytki i oddychasz głęboko. Skąd u ciebie mdłości? Przecież nie jadłaś nic szkodliwego. Twoje rozmyślenia na temat przyczyny złego samopoczucia przerywa wpadająca do toalety Nowakowska. Brunetka z troską siada obok ciebie i podaję ci chusteczki, którymi ocierasz usta. Dziękujesz jej skinięciem głowy i przyjmujesz od niej także niewielką butelkę wody mineralnej, którą przepłukujesz podrażnione gardło. Oddajesz jej napój i podnosisz się z podłogi, otrzepując przy tym spodenki. 

-Co ty robisz? -pyta, kiedy stajesz przy drzwiach. 

-Nic, chce iść na trening.-odpowiadasz z obojętnością. 

-Zwariowałaś! Nigdzie nie pójdziesz! Przecież przed chwilą wymiotowałaś! 

-Ale już mi lepiej. Spokojnie, dam sobie radę.-uspokajasz ją. 

                                                   *** 
Z ulgą przekraczasz próg swojego mieszkania, zdejmując z siebie zimową kurtkę i pozbywając się kozaków na wysokim obcasie. Powolnym krokiem zmierzasz w kierunku kanapy w salonie, by po chwili zmęczona na nią opaść. Dudzicka posyła w twoją stronę delikatny uśmiech i znika za progiem kuchni. Nie wiesz jak jej dziękować, kiedy pojawia się w salonie z kubkiem herbaty miętowej. Ostrożnie by nie poczuć bólu podnosisz się do pozycji siedzącej i oplatasz dłońmi naczynie pełne znienawidzonego przez ciebie napoju. Wiesz jednak, że tylko ono może pomóc tobie w obecnej sytuacji. Krzywisz się lekko na twarzy, ale w końcu upijasz łyk gorącej cieczy i ponownie rozkładasz się na sofie. Przymykasz powieki i chcesz zasnąć, kiedy po raz kolejny twój brzuch daje o sobie znać. Nim zauważasz pędzisz już w stronę łazienki, gdzie oddajesz sedesowi zjedzony dzisiaj obiad. Ola natychmiast wpada za tobą do pomieszczenia i łapie twoje włosy w swoje dłonie, trzymając je nad twoją głową. Po kilku sekundach opierasz o zimne płytki i starasz się złapać oddech. Zaniepokojona i przerażona spoglądasz na swoją przyjaciółkę, nie mając pojęcia skąd nagłe pogorszenie twojego samopoczucia. 

-A może ty w ciąży jesteś?-przekrzywia głowę na bok i bada cię wzrokiem. 

-Zwariowałaś! Niemożliwe!-kręcisz stanowczo głową. 

-A czy państwo Anderson się zabezpieczało? - unosi pytająco brwi. 

-No nie, ale...-oblewasz się rumieńcem. 

-I bingo! - klaska w dłonie, a kiedy widzi, że chcesz coś powiedzieć kontynuuje.- Nawet się nie odzywaj! Wiatropylna przecież nie jesteś! No chyba, że Karol cię zaraził!- mówi ze śmiechem.

-What? Że niby Kłos jest wiatropylny!? Haha. - parskasz śmiechem, łapiąc się za brzuch.

-Wczoraj się ochlał z Włodarczykiem i zacytuję: Olka, wiesz dlaczego nie mamy dzieci? Bo jestem wiatropylny! -wypowiada roześmiana.


Fala waszego śmiechu roznosi się po łazience niczym echo. W końcu z pomocą Oli podnosisz się z zimnej posadzki i postanawiasz się położyć. Wolnym krokiem zmierzasz w kierunku sypialni, a blondynka tymczasem ubiera się szybko i opuszcza dom. Wolisz teraz nie myśleć czy to rzeczywiście ciąża czy może grypa żołądkowa lub inne cholerstwo. Przekraczasz próg pomieszczenia i przysiadasz na małżeńskim łożu, po chwili układając się na nim bokiem. Przymykasz powieki i marzysz tylko o krótkiej drzemce, by w końcu dać organizmowi odpocząć po intensywnym dniu. Nim zauważasz oddajesz się w ramiona Morfeusza. 

                                                    ***
Budzi cię lekkie szturchnięcie. Natychmiast otwierasz swoje zaspane oczy i siadasz na miękkim materacu. Twoim oczom ukazuję się partnerka Kłosa, która wręcza ci małe plastikowe pudełeczko. Kiwasz jedynie głową i pośpiesznie podążasz w kierunku łazienki. Przysiadasz na skraju wanny i otwierasz opakowanie. Dokładnie czytasz instrukcję, a następnie zaczynasz przewracać w dłoniach plastikowy prostokąt o niewielkich rozmiarach. Zwyczajnie się boisz. Bierzesz głęboki oddech i przystępujesz do wykonania testu ciążowego. Niecierpliwie oczekujesz na wynik, obgryzając nerwowo paznokcie. Olka tymczasem dobija się do drzwi, upewniając się czy wszystko w porządku. W końcu mija te cholerne kilka minut i możesz spojrzeć na małe urządzenie.Dwie czerwone kreski.Nie możesz uwierzyć! Zostaniesz matką! Zasmakujesz smaku macierzyństwa. Twoje marzenie się spełniło. Przepełniona euforią wybiegasz z łazienki i rzucasz się na Olkę, całując ją po policzkach.Blondynka ze śmiechem gratuluje ci spełnienia twojego marzenia.

-Będę ciocią! Hura!-podskakuje wysoko, a ty ze śmiechem się temu przyglądasz.

Wiesz, że musisz sporo zmienić w swoim życiu, ale jesteś na to gotowa. Zawsze pragnęłaś mieć dziecko i poczuć smak rodzicielstwa. A jeszcze bardziej zapragnęłaś tego po zobaczeniu jak Matt ostrożnie obchodzi się z Klarą. Szczęśliwa zbiegasz po schodach i kierujesz się w stronę kuchni. Nalewasz sobie i Dudzickiej szklanki soku jabłkowego, stukając o siebie naczyniami. Chwilę później do twoich uszów dobiega szczęk kluczyka w zamku. Uradowana wystrzelasz niczym proca z kuchni i wskakujesz na swojego męża, oplatając go nogami w pasie. Kiedy otwiera usta by coś powiedzieć wpijasz się w jego wargi i wplatasz swoje palce w jego ciemne włosy. Jesteś tak cholernie szczęśliwa! Anderson zdziwiony siłą tego pocałunku odrywa się od ciebie i próbuje uspokoić swój przyśpieszony oddech. Spogląda na ciebie z rękami założonymi na piersiach, oczekując twoich wyjaśnień. Odwracasz głowę w stronę Olki i posyłasz jej znaczące spojrzenie. Kiedy skina głową bierzesz głęboki oddech i  z szerokim uśmiechem na ustach oświadczasz swojemu mężczyźnie:

-Jestem w ciąży.

-Żartujesz?!- spogląda na ciebie z wytrzeszczonymi oczami i otwartą buzią. 

-Mówię prawdę.Spójrz.-podajesz mu test.

-Nie wierzę! Niech mnie piorun trafi jeśli to nieprawda.-mówi nieco przestraszony.

Ty  wraz z żoną Karola wybuchacie śmiechem, a Matt bierze cię na ręce i zaczyna latać po całym domu, krzycząc uradowany. Obserwujesz to wszystko chichocząc i co chwila spoglądając w stronę swojej przyjaciółki, która postanowiła się przyglądać temu przedstawieniu.

                                                         ***
Z szerokim uśmiechem na ustach kładziesz się w waszym łożu małżeńskim obok ojca twojego dziecka, który pod wpływem emocji zasnął zadziwiająco szybko. Przykrywasz się po ramiona fioletową kołdrą, przykładając swoją głowę do poduszki. Przymykasz powieki i oddychasz głęboko, przywołując w pamięci obrazki z dzisiejszego wieczoru. Twoje kąciki ust momentalnie wzbijają się na wyżyny, a brunet odwraca się w twoją stronę i składa na twoim czole delikatny pocałunek. Czyli jednak nie śpi. Anderson z subtelnym uśmiechem pod nosem odkrywa cię i podpierając się na łokciu podwija twoją koszulę nocną pod piersi, odsłaniając tym samym brzuch. Gładzi go delikatnie dłonią, a po chwili przykłada do niego ucho. Po chwili słyszy już odgłos bicia małego serduszka. Przez kilka minut wsłuchuję się w tętno swojego dzieła, a następnie pochyla się na twoim brzuchem i kładzie na nim swoje ciepłe wargi, muskając go subtelnie. Pozostawia na nim mokry ślad i z powrotem przykrywa cię kołdrą, a następnie obejmuję w pasie i przykłada głowę do w zagłębienie twojej szyi. W twoich oczach gromadzą się łzy. To niesamowite! Nie możesz uwierzyć, że nosisz w sobie owoc waszej wielkiej i przepięknej miłości, która naprawdę sporo przeszła. Przecież przez kilka lat starałaś się zapomnieć o Andersonie, całkowicie pozbyć się go ze swojego życia, a tutaj jedno spotkanie na hali, niechciany pocałunek i znowu wariowałaś na myśl o jego bliskości. A gdy zauważyłaś, że naprawdę mu na tobie zależy postanowiłaś dać mu jeszcze jedną szansę. I od tej pory tego nigdy nie pożałowałaś. Splatasz jego palce ze swoimi i odwracasz się w jego stronę, by pocałować go przelotnie na dobranoc. Amerykanin odwzajemnia twój gest i szepczę ci do ucha " good night". Przymykasz swoje powieki i przykrywasz się jeszcze szczelniej kołdrą. Słyszysz przy swoim uchu ciche chrapanie Matta, na co uśmiechasz się subtelnie pod nosem. Ty natomiast nie możesz zasnąć i wiesz, że to będzie ciężka noc. W twoim życiu szykuję się naprawdę wielka zmiana. Musisz całkowicie odstawić i zrezygnować z siatkówki, tym samym skupiając się tylko na swojej rodzinie, która za niedługo się powiększy. Będziesz trochę tęsknić za żółto-niebieską Mikasą w rękach, ale zdecydowanie bardziej ciekawi cię życie matki. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, że czeka cię miliony nie przespanych nocy, użerania się z płaczem twojego skarba, urządzenie pokoiku dla dziecka oraz wiele innych obowiązków młodej mamy, ale jesteś pewna, że dasz radę. Boisz się tylko, że ciąża może obciążyć twój organizm i wywołać powrót białaczki. Jesteś jednak dobrej myśli. Najgorzej jednak obawiasz się Matta. Przecież on wciąż chce się rozwijać i grać w rzeszowskim klubie, a to oznacza, że bardzo rzadko będzie bywał w domu, a jak dojdzie reprezentacja to już całkowicie nie będziecie się widywać. Na szczęście masz jednak przy sobie Izabelę i Olę, które masz nadzieję nie zostawią cię samej. Nim spostrzegasz twoje powieki stają się ociężałe, a ty już nie masz sił i poddajesz się. Zasypiasz dopiero nad ranem. 

Z szerokim uśmiechem w towarzystwie Oli przemierzasz szpitalny korytarz, szukając wzrokiem sali ginekologa. Kiedy twoim oczom okazuję się numerek podany przez panią w recepcji zatrzymujesz się i opadasz na krzesełko przy ścianie. Blondynka natomiast grzebie w swojej torbie, uparcie czegoś szukając. Po chwili wręcza ci plik dokumentów i spogląda na ciebie z szerokim uśmiechem. Sama planuje kiedyś potomstwo z Karolem, o czym ci nie raz wspominała. Cierpliwie siedzicie na korytarzu i czekacie na twoją kolej. Po dość długim czasie drzwi gabinetu się otwierają, a młoda rudowłosa kobieta wyczytuję twoje imię i nazwisko. Natychmiast podrywasz się z miejsca i podążasz w kierunku drzwi. Niestety, musisz wejść tam sama. Przekraczasz próg gabinetu i lustrujesz jego wnętrze wzrokiem. Lekarka wskazuję dłonią miejsce na przeciw siebie i posyła ci zachęcający uśmiech. Siadasz na przeciw niej i odpowiadasz z uśmiechem na jej pytania. 

-Dobrze. Teraz proszę się tutaj położyć. Wykonamy EKG.-informuję cię ginekolog. 

Posłusznie wykonujesz jej prośbę i układasz się na kozetce. Kobieta smaruje twój brzuch lepkim żelem, a następnie przykłada do niego zimne urządzenie. Jeździ po twoim brzuchu głowicą od urządzenia i przygląda się z zainteresowaniem obrazowi na małym monitorze. Z ciekawością przekrzywiasz głowę na bok i zatrzymujesz swój wzrok na monitorze. Uśmiechasz się szeroko pod nosem, śledząc poruszający się obraz. Po chwili lekarka pozwala ci także posłuchać tętna dziecka. Mimowolnie po twoich policzkach spływają łzy szczęścia. Nie możesz wyjść z podziwu jakim cudownym uczuciem jest noszenie w swoim łonie tak małej istotki. Po kilku minutach lekarka podaje ci plik ręczników i podchodzi do biurka. Wycierasz z siebie żel i przysiadasz na kozetce, wsłuchując się w jej słowa :

-Trzeci tydzień ciąży. Płód rozwija się prawidłowo. Musi pani teraz o siebie szczególnie dbać.

-Zdaję sobie  z tego sprawę.-odpowiadasz jej z uśmiechem.-Dziękuję pani bardzo za wizytę.

-Widzimy się za kilka tygodni.Do zobaczenia!- puszcza ci oczko i wstaje z biurowego fotela, podając ci dłoń, którą ściskasz. 

Opuszczasz gabinet i rozglądasz się po korytarzu w poszukiwaniu swojej przyjaciółki. Dudzicka macha ci z daleka, a ty z otwartej dłoni uderzasz się w czoło. Ze śmiechem ruszacie w stronę oddziału onkologi. Wiesz, że musisz udać się na wizytę kontrolną. Lekarz zaprasza cię do swojego lokum, a ty pośpiesznie przekraczasz próg. Mężczyzna informuję cię o konieczności zrobienia badań kontrolnych, a ty spięta bawisz się swoimi palcami, słuchając jego monologu. 

-Doktorze. Jestem w ciąży.-wyrzucasz wreszcie z siebie. 

-Gratuluję, ale czy wie pani, że jest to dość spore obciążenie dla organizmu po tak wyniszczającej chorobie jaką jest białaczka? -pyta, unosząc jedną z brwi. 

-Owszem, ale dam radę urodzić zdrowe dziecko prawda?-pytasz niepewnie. 

-Jeśli nie nastąpi nawrót choroby to są spore szanse, ale jeśli białaczka wykorzysta ciężar jakim jest ciąża dla pani organizmu i powróci, to nie będzie to najlepsza sytuacja. Proponuję jak najszybciej zrobić kontrolne badania, głównie morfologię i widzimy się na kolejnej wizycie. Do zobaczenia!


                                                          ~*~
Na początku bardzo was przepraszam za opóźnienie, ale bardzo ciężko pisało mi się ten rozdział i to chyba wina wycieczki do Krakowa :P Naprawdę ciesze się, że wreszcie udało mi się go skończyć :d Moim zdaniem jest on średniej jakości, mógł być zdecydowanie lepszy... Będzie jednak 38 część 2, gdyż w tej się nie wyrobiłam, a nie chciałam by był on długości jakiegoś mega długaśnego litania :D Widzimy się, więc w najbliższym czasie ^^ Postaram się wam w piątek wrzucić epilog, a w środę może rozdział, ale zobaczymy jak to będzie ^^ Reprezentacja już za 2 dni <333 Cholerka, tak strasznie wolno mijał mi ten czas i już nie mogę się doczekać! :3 #GOPolska Szkoda tylko, że USA chyba wszystkie mecze gra o godzinach 2:00-4:00 w nocy :P Ale meczu z Polską, który jest o 2:00 w poniedziałek za cholerę nie odpuszczę choćbym miała nie przespać ani minuty! :D To tyle od mnie :) Całuję i do następnego Kochane! :* ( najprawdopodobniej środa :) )

środa, 20 maja 2015

Trzydziesty siódmy: Najlepszego siatkarzynki moje!

            Podkład muzyczny

[Ania]

Z szerokim uśmiechem na ustach obracasz się wokół własnej osi, spoglądając na swojej odbicie w łazienkowym lustrze. Skinieniem głowy stwierdzasz, że ta kreacja na pewno sprawdzi się na dzisiejszym wieczorze i zabierasz się za makijaż. Jeszcze nigdy w życiu nie byłaś na Gali Mistrzów Sportu. Musisz wyglądać naprawdę dobrze. Będą tam przecież różni sportowcy z wszelkich dyscyplin w polskim sporcie. Najbardziej liczysz na spotkanie siatkarzy, których nie widziałaś dość spory czas. Szczególnie tych wariatów z Bełchatowa, którzy umieją rozkręcić imprezę jak nikt inny, no może z wyjątkiem Resoviaków, którzy po 10 minutach zalani są w cztery dupy. Śmiejesz się cicho do swoich myśli i rzucasz okiem na półkę obok lustra. Sięgasz po swoją kosmetyczkę na specjalne wyjścia i wyciągasz z niej potrzebne produkty. Rozpoczynasz od lekkiego podkreślenia powiek perłowym różem, by po chwili załamać go z nieco ciemniejszym odcieniem. Rzęsy jak zawsze wydłużasz swoim niezawodnym tuszem i z subtelnym uśmiechem na ustach spryskujesz się swoimi ulubionymi perfumami, opuszczając pomieszczenie. Ostrożnie by się nie wywrócić na stopniach przez swoje wysokie szpilki schodzisz na dół i opadasz na kanapę w salonie, zerkając ukradkiem na zegar wiszący na ścianie. Dochodzi już siódma wieczorem, a Matta wciąż nie ma. Wzdychasz głośno wyciągając dłoń po telefon spoczywający na stoliku, ale w tym samym momencie do mieszkania wpada zdyszany Anderson. Spoglądasz na niego pytająco, a on podchodzi do ciebie i wita cię całusem w policzek. Zauważasz, że jego oddech jest znacznie przyśpieszony i ledwo co go łapie.

-Co się stało? Czego tak dyszysz? -pytasz zaniepokojona. 

-Przez ten cholerny mróz silnik zamarzł i nie chce się zapalić. Całą drogę musiałem przejść, a właściwie przebiec, bo chyba by mnie zasypało.-mówi pomiędzy oddechami.- Przepraszam cię, że jestem na późno. Już zmykam się przebierać.-muska ustami twoje czoło i znika za drzwiami łazienki. 

Kręcisz z nie dowierzaniem głową. Tak mroźnej zimy nie było w Rzeszowie już od bardzo dawnego czasu. Z ciekawością zrywasz się z kanapy i podchodzisz do okna balkonowego, odsłaniając delikatnie firankę. Rzeczywiście, na dworze panuję istne pobojowisko. Przez gęste płaty śniegu, który sypią się z góry nie widać świata, a wiatr targa kupkami białego puchu, tworząc zamiecie i zawieje. Wzdychasz głośno na widok pogody za oknem i odchodzisz do kuchni, by zaspokoić swoje pragnienie. Do szklanki nalewasz sobie wody mineralnej i zatapiasz w niej swoje usta, tym samym je nawilżając. Po chwili po salonie paraduję prawie nagi Anderson, który ma tylko uwiązany w pasie biały ręcznik. Wyrywa ci z ręki naczynie i upija łyk napoju, posyłając ci szeroki uśmiech. Skrada z twoich ust pocałunek i szybko ulatnia się na górę w poszukiwaniu jakiegoś stroju na dziś. Za pewne gdyby tego nie zrobił twoja sukienka zamiast na tobie leżałaby rozrzucona w waszej sypialni, a on zgrabnie radziłby sobie z twoją koronkową bielizną. Momentalnie twój prawy kącik ust wędruję ku górze na wspomnienie waszych namiętnych i nie przespanych nocy. Po kilkunastu minutach Matt wreszcie dociera na dół, a ty lustrujesz go wzrokiem od góry do samego dołu. Zagryzasz dolną wargę, kiedy dostrzegasz jego rozpiętą nieco koszulę. Musisz przyznać, że wygląda naprawdę seksownie. Siatkarz prowadzi cie do szafy z kurtkami i zarzuca na twoje ramiona długi, czarny płaszcz, który zapinasz na guziki i odwracasz się w jego stronę. Wpijasz się w jego miękkie wargi, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Siatkarz jednak w porę odrywa się od ciebie i rzuca w twoją stronę ze śmiechem :

-Ty mała! Nie teraz, bo się spóźnimy! Na flirty będzie czas potem. Oczywiście, tylko ze mną i nikim innym.

-Chciałbyś siatkarzyno.- wystawiasz mu język i nakładasz na czubek głowy puchatą czapkę z pomponem, opuszczając mieszkanie. 

                                                          ***
Z subtelnym uśmiechem na ustach przemierzasz budynek, w którym za chwilę ma się rozpocząć gala i rozglądasz się wokół, w poszukiwaniu kogoś znajomego. Kiedy w drzwiach wejściowych staje Wojtek Włodarczyk niemal pędzisz w jego stronę, rzucając mu się z piskiem na szyję. Tak bardzo stęskniłaś się za tym szaleńcem. Przyjmujący ze śmiechem tuli cię do siebie, próbując wykonać jaki kolwiek krok, ale niestety uniemożliwiasz mu to. W końcu opamiętujesz się i zeskakujesz z siatkarza, posyłając mu przepraszający uśmiech. Zakłopotana drapiesz się po głowie, a siatkarz parska śmiechem. Trącasz go łokciem, na co on lęka cicho i łapie cię pod ramię, oznajmiając ci, że teraz jesteś skazana na jego towarzystwo. W tłumie sportowców nie dostrzegasz swojego przystojniaka, dlatego chętnie kiwasz głową z uśmiechem i udajesz się wraz z Wojtkiem w stronę sali. Po chwili twoim oczom ukazują się kolejne sylwetki siatkarzy, których witasz całusem w policzek i przytulasz. Tak samo postępujesz z ich żonami i partnerkami. Na samym końcu kolejki dostrzegasz Karola wraz z blondynką, która stoi obok niego z założonymi na piersi rękami i odwróconą głową w przeciwną stronę. On natomiast spogląda na nią ze smutkiem w oczach i stara się ująć jej dłoń, ale ona wciąż ją wyrywa. Na twoją twarz momentalnie wstępuje smutek i współczucie do sytuacji, w jakiej znalazł się środkowy. Bierzesz głęboki oddech i niepewnym krokiem przemierzasz dzielącą was odległość. Chwilę później stoisz już naprzeciw pary, posyłając im blady uśmiech. Jakie jest twoje zdziwienie, kiedy Kłos ze szczerym uśmiechem obejmuje Dudzicką w pasie i patrzy na ciebie śmiejącymi się do ciebie zielonymi tęczówkami, wypełnionymi iskierkami szczęścia. 

-Udawaliście?!- pytasz, nie dowierzając w ich zdolności aktorskie.- Nie wierze!-mówisz stanowczo, splatając swoje dłonie na piersiach.

-Owszem, chcieliśmy wzbudzić w tobie poczucie winy.-wyznaje z szerokim uśmiechem Kłos.- Nie odzywałaś się do nas przez kilka miesięcy, a teraz jak gdyby nic podchodzisz do nas i chcesz się przywitać. To jest jakiś absurd! Ochrona proszę ją stąd wyprowadzić.-mówi oburzony Karol, a ty śmiejesz się głośno. 

-Palant!- rzucasz w stronę siatkarza.-Przepraszam was kochani, ale takie to już życie siatkarki.-robisz minę zbitego psa, na co Ola grozi ci palcem.-No Olka! Przestań! Wybacz mi proszę. Obiecuję, że będę robić ci codziennie masaż.-oznajmiasz z powagą, a po sali po raz kolejny roznosi się śmiech pary. 

-Wybacz piękna, ale ona ma już swojego masażystę. Karol Kłos, witam. Prywatny masażysta Aleksandry Dudzickiej.-wyciąga w twoją stronę dłoń, a ty mało co nie padasz ze śmiechu na widok jego miny. 

-A idę stąd, bo pewnie Matt mnie szuka.-postanawiasz poszukać swojego partnera. 

-Wybaczam!- krzyczy za twoją oddalającą się sylwetką blondynka, a ty ukazujesz jej uniesiony kciuk. 

Chwilę później pośród siatkarzy dostrzegasz swojego partnera, który jak widać doskonale się bawi się słuchając kawałów Drzyzgi i Nowakowskiego. Zachodzisz go od tyłu i wtulasz się ze słodkim uśmiechem w jego umięśnione plecy. Fabian posyła ci swój firmowy uśmiech, pozwalając wam na czułości. Odwraca się szybko do tyłu i udaję, że wymiotuję. Ze śmiechem kopiesz go w biodra swoimi długimi szpilkami, na co siatkarz tylko głośno jęczy. Matt natomiast odwraca się w twoją stronę i obejmuję cię w pasie, kierując się z tobą w stronę stolika siatkarzy i ich towarzyszek. Przy stole ucinasz sobie krótką pogawędkę z Moniką, popijając przy tym Pepsi. Nim się oglądasz a gala rozpoczyna się występem Margaret, która szaleje na scenie, śpiewając z uśmiechem do mikrofonu swoje najsłynniejsze hity. Stukasz swoimi obcasami o podłogę do rytmu, do czego dołącza się także Król. Chwilę później najbardziej znani komentatorzy sportowi ze Telewizji Polskiej rozpoczynają uroczystość oficjalnie dość długą przemową, w którą ty wsłuchujesz się z zainteresowaniem. Kiedy Kurzajewski kończy klaskasz w dłonie i nie spuszczasz wzroku ze sceny. Kiedy kamera skierowana jest wprost w wasz siatkarski kącik z uśmiechem na ustach machasz w jej stronę, a następnie całujesz Matta w policzek. Siatkarz z tym swoim cudownym uśmiechem, na który widok miękną kolana pokazuję kciuk w górę i posyła lotne całusy. Winiarski przewraca tylko oczami na wasze wygłupy i proponuję kieliszek wina. Całe wasze towarzystwo z chęcią przystaję na jego ofertę i podsuwa kieliszki w stronę Michała. Przyjmujący z uśmiechem serwuje trunek przy waszym stole, na samym końcu nalewając go sobie. Stukacie o szklane naczynia i przykładacie kieliszki do ust. Upijasz niewielki był czerwonego napoju i odkładasz kieliszek z powrotem na stolik, wpatrując się w wielki ekran, gdzie wyświetlani są nominowani sportowcy. Jesteś ciekawa czy choć zmieścisz się w czołowej 10. Wiadomo już natomiast, że to siatkarze zostaną wybrani drużyną roku 2015. Spikerzy z uśmiechem zapowiadają sportowców, którzy z wielkimi podziękowaniami odbierają statuetki lub wyręczają ich trenerzy czy partnerki oraz partnerzy. Kiedy Włodzimierz Szaranowicz wyczytuję twoje imię i nazwisko z radością zrywasz się wygodnego krzesła i podciągasz swoją długą, czerwoną sukienkę do góry, uważnie i ostrożnie stawiając każdy krok.

-Nie dość, że wysoka, to jeszcze szpilki ma na nogach. No powiedz mi młoda damo, jak ja się przy tobie prezentuję? -wita cię na scenie komentator skoków narciarskich. 

-Jak zawsze olśniewająco, panie Włodzimierzu.-odpowiadasz z uśmiechem, a zebrani klaskają w dłonie, śmiejąc się przy tym. 

-Ach, dziękuję ci piękna damo, ale chodziło mi raczej o wzrost. Ile masz Aniu? - podsuwa ci mikrofon pod nos. 

-Dokładnie to 195 cm. Plus 14 centymetrowe szpilki.- odpowiadasz z uroczym śmiechem.

-O jezu! Gratulacje dla wielkiej, przepięknej pani!-wręcza ci statuetkę starszy mężczyzna.

-Dziękuję bardzo za takie wyróżnienie.To bardzo miłe z państwa strony, że docenili państwo moją pracę w reprezentacji czy klubie. Samo zaproszenie tutaj było dla mnie nie lada zdziwieniem, ale i za razem szczęściem, bo zawsze marzyłaś się tutaj znaleźć. Nie będę się rozgadywać, gdyż przed nami jeszcze długa noc! Życzę wszystkim miłej zabawy!- mówisz z szerokim uśmiechem na ustach do mikrofonu, a następnie schodzisz ze sceny, słysząc głośne oklaski. 

Matt obdarowuję cię szerokim uśmiech, a następnie bez względu na okoliczności wpija się w twoje usta na dłuższą chwile.Mruczysz zadowolona pod nosem i odwzajemniasz pocałunek, na samym końcu delikatnie zagryzając jego wargę. Anderson z  ciekawością przygląda się statuetce, którą otrzymałaś przed chwilą, a ty śledzisz dalszą część ceremonii. Co jakiś czas zajadasz się słodkościami ze stojaka z ciastkami oraz innymi wypiekami. Raz nawet udaje ci się nakarmić twojego chłopaka, na co Olka i Kłos niemiłosiernie chichoczą. Nim się oglądasz a ceremonia dekorowania sportowców zbliża się ku końcowi. Statuetkę także otrzymuję kapitan kadry, który w minionym sezonie reprezentacyjnym prezentował się znakomicie. Nagradzasz go muśnięciem w policzek swoimi wargami oraz mocnym przytuleniem. Blondynka natomiast całuję go tak mocno, że o siatkarz o mało nie spada z krzesła. Cały wasz stolik wybucha głośnym śmiechem, czym ściąga na siebie ciekawie uwagi. Widzowie gali mają ostatnie minuty na wysyłanie SMS'ów. Kilka sekund później prowadzący przypominają wszystkich nominowanych i nagrodzonych nagrodami. 

-I najlepszym sportowcem roku, a może sportsmenką zostaje...-ogłasza Kurzajewski.

-Anna Lisicka.- kończy za niego Marek Rudziński.- Na scenę jednak także prosimy pana Andersona.

Zdziwiona podążasz w kierunku sceny, a tuż za tobą idzie Matt. Pochodzisz do duetu prowadzących, odbierając od nich prestiżową nagrodę. Dziękujesz im szerokim uśmiechem i lekkim wzruszeniem podchodzisz do mikrofonu, podważając go na swoją wysokość. 

-Jejku! Kompletnie nie spodziewałam się, że zdobędę kiedy kolwiek tak cenną statuetkę. Naprawdę z całego serca dziękuję wszystkim, którzy oddali na mnie głowy, a przede wszystkim swoim najbliższym. Gdyby nie Matt, który zawsze mnie wspierał za pewne nigdy mnie tutaj nie było. To on był zawsze, kiedy załamana po porażce całe noce potrafiłam przesiedzieć bez ani minuty snu, zastanawiając się co by było gdyby... Dziękuję także dwójce moich przyjaciół, Oli i Karolowi, którzy także wspierali mnie w trudnych chwilach i umieli zarazić swoją pozytywną energią. Dziękuję naprawdę wszystkim kibicom, którzy dopingowali mnie na meczach na miejscu oraz tym z przed telewizorów. Dziękuję po prostu za to, że nie zwątpiliście we mnie. Z pewnością ta statuetka zmotywuje mnie jeszcze bardziej do osiągania jeszcze to większych celów. Dziękuję jeszcze raz!- kończysz swoje przemówienie i odwracasz się do tyłu. 

Jakie jest twoje zaskoczenie, kiedy na podłodze sceny rozsypane są płatki czerwonych róż, a tuż przy nich stoi Matt. Podchodzisz do niego i chcesz już spytać o co chodzi, kiedy siatkarz klęka przed tobą na kolanach i z kieszeni spodni wyciąga małe czerwone pudełeczko. Szybko je otwiera i wyciąga w twoją stronę, posyłając ci szeroki uśmiech.

-Anno czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem, mężczyzną i siatkarzem na ziemi? Wyjdziesz za mnie? - unosi wzrok na twoją twarz. 

Spoglądasz zdziwiona i oszołomiona w stronę swoich przyjaciół. Siatkarze wraz z swoimi towarzyszkami wstają z miejsc i przyglądają się temu z ciepłymi uśmiechami, krzycząc głośno " powiedz TAK!". Ponownie wracasz wzrokiem na twarz bruneta i po dłuższej chwili odpowiadasz łamiący się, zachrypniętym głosem wyczekiwane: 

-TAK!!!

Anderson wsuwa na twój serdeczny palec mały pierścionek z mieniącym się brylantem i napełniony euforią bierze cię na ręce, okręcając wokół własnej osi. Prze szczęśliwa wpatrujesz się w jego błękitne tęczówki i z każdą sekundą zmniejszasz dzielącą wasze usta odległość. Smakujesz jego warg powoli, delikatnie, jakbyś całowała go po raz pierwszy, ale po chwili całe swoje uczucie wkładasz w pocałunek. Po kilku sekundach odrywacie się do siebie i stajecie obok drugiego w plebiscycie Kamila Stocha. Skoczek posyła wam ciepły uśmiech, gratulując zaręczyn. Stajesz przed siatkarzem, który obejmuję cię w pasie i przymykasz powieki, by się nie rozpłakać. Przed wami jeszcze cała noc, a ty nie masz zamiaru latać z rozmazanym makijażem albo poprawiać się w łazience. Z najszerszym uśmiechem jakim możesz śpiewasz We are the champions wraz ze wszystkimi sportowcami. Ta noc jeszcze się nie zakończyła, a dla ciebie już jest cudowna. 

                                                 *** 
Po pomieszczeniu roznosi się stukot twoich wysokich obcasów, które uderzają o parkiet podczas wirowania w ramionach swojego narzeczonego. Chyba nigdy nie byłaś tak szczęśliwa jak tej cudownej nocy. No może z wyjątkiem Gdańska, gdzie zdobyłaś swój pierwszy medal w reprezentacji. Tamta noc jednak nie może się równać z tą. Nim zauważasz piosenka zmienia się z rytmicznej na wolną. Z głośników roznoszą się pierwsze rytmy utworu Od dziś w wykonaniu Pauli. Wtulona w Amerykanina kołyszesz się powoli, rozkoszując się to chwilą. Opierasz swoje czoło o jego i zagłębiasz się w spoglądaniu w błękitne, niczym niebo tęczówki bruneta. Chcesz by ta chwila trwała wiecznie, by już nigdy nie rozstawać się ze swoim mężczyzną życia. Jesteś pewna, że jest nim w 200 procentach Matthew John Anderson. Bo któż inny sprawia, że twój oddech gwałtownie przyśpiesza przy choćby jednym jego delikatnym dotyku, że twoje serce wykonuję szybszą pracę, gdy on jest w pobliżu, że budzi się w tobie niewyjaśnione pragnienie jego bliskości, kiedy zatapia się choć na chwilę w twoich wargach? Tylko On. Tylko siatkarz amerykański, grający w Asseco Resovii Rzeszów na pozycji atakującego, brunet, który potrafi cię rozweselić, zdenerwować, wzruszyć, rozbawić do łez, całować do utraty tchu i kochać się do utraty sił. 

                                                  ***

Ludzie na wasz widok klaskają w dłonie uradowani i obrzucają was ziarenkami ryżu. Z daleka słyszysz okrzyki radości Oli, która widocznie czekała na ten dzień równie niecierpliwie jak ty. Zatapiasz się w wargach Matta, ale po chwili się od nich odrywasz, gdyż musicie wysłuchać życzeń od swoich gości. Jako pierwsza w kolejce ustawia się matka Amerykanina, która jest mega szczęśliwa, że jej syn wreszcie poszedł śladami starszego rodzeństwa. Ze łzami w oczach przytula was do siebie, życząc powodzenia na nowej drodze życia. Później przychodzi czas na małżeństwo twoich przyjaciół. Blondynka z szerokim uśmiechem wycałowuję cię po policzkach, życząc ci ze śmiechem :

-Gromadki dzieci podobnych do tego za pięknego na ten świat, seksu aż do śmierci, , zdrówka Kochana bo to w twoim przypadku najważniejsze i życie sobie długo i szczęście nie za górami i lasami, a w siatkarskim Rzeszowie.

-Stary pilnuj tej swojej brunetki by ci czegoś tam nie wywinęła, nie wkurzaj jej, bo jak cię z walizką za próg wywali to się wcale nie zdziwię.-cała wasza trójka wybucha głośnym śmiechem. - Miłości gołąbeczki, samych Karolków i Karolinek, byście nadal byli tacy rozrywkowi i szaleni, no i częstych spotkań z nami. Najlepszego siatkarzynki moje!-całuję was Kłos. 

                                                      ***
Wyspana przeciągasz się leniwie na łóżku, spoglądając kątem oka na śpiącego obok bruneta. Wreszcie możesz powiedzieć, że jest tylko twój i nikt ci go już nie zabierze. A od wczoraj jesteś panią Anną Anderson. Czyż to nie brzmi pięknie? Uśmiechasz się szeroko na wspomnienie wczorajszego dnia oraz dzisiejszego rana. Z ciekawością patrzysz na stojący na szafce nocnej zegar wskazujący południe. Zsuwasz swoje nogi z miękkiego materaca i wsuwasz je w kapcie, a następnie zarzucasz na siebie koszulę Matta, którą zapinasz na guziki. Z przyjemnością wdychasz jego perfumy, które osiadły się na jego ubraniu i schodzisz do kuchni. Państwo Kłos wraz z twoją mamą, która wreszcie się ogarnęła i udała na terapię, która pomogła jej wyjść z nałogu zrobili wam naprawdę wspaniałą niespodziankę w postaci zakupienia wielkiego domu. Właśnie spędziliście w nim pierwszą noc, a właściwie poranek, gdyż wczorajsza zabawa trwała do białego rana. Krzywisz się na twarzy, kiedy twoje obolałe łydki dają o sobie znać. Opadasz na krzesełko przy stole i lekko je rozmasowujesz, a następnie podchodzisz do lodówki, która o dziwo jest wypełniona po brzegi i decydujesz się na przyrządzenie kanapek dla waszej dwójki. Z wieży znajdującej się w salonie puszczasz sobie jedną z płyt i wymachując bioderkami zabierasz się za robienie śniadania. Kilkanaście minut później na stole układasz tackę pełną smakowitych przekąsek. Z uśmiechem pod nosem spożywasz jedną z nich, a nim dostrzegasz o jedną z szafek opiera się twój mąż. Jak to cudownie i oficjalnie brzmi. Amerykanin paraduję po kuchni z nagim torsem i w bokserkach, przyrządzając wam kawę. W końcu podchodzi do ciebie, zatapiając się wargami w zagłębienie pomiędzy twoją głową a barkiem, nazywanym szyją. Mruczysz zadowolona pod nosem, odchylając głowę do tyłu. Matt łapie cię za pośladki i unosi cię do góry, układając na jednej z kuchennych szafek. Zaczyna rozpinać koszulę, w którą jesteś ubrana, po czym zsuwa ją delikatnie z twojego lewego barku i muska go swoimi ustami, pozostawiając na nim mokre ślady. 

-Matt co ty robisz? -ledwo co to wypowiadasz, pod wpływem przyjemności jaką ci daję. 

-Jak to co? Chce kochać się z własną żoną.-odpowiada ci, ani na chwilę nie odrywając się od twojego ciała. 

-Zwariowałeś! Przecież jest południe.-oświadczasz mu. 

-To co? Źle ci wczoraj ze mną było?- pyta, unosząc brwi. 

-Nie, ale...

-No to cichutko i pozwól działać twojemu mężu.-bierze cię na ręce i zanosi cię do sypialni.-Nareszcie będę się mógł z tobą kochać do rana.-szepcze w twoje ucho, gryząc delikatnie jego płatek. 

-Ale śniadanie...

-Śniadanie morze poczekać.-ucisza cię pocałunkiem. 

                                                    ~*~
No i w ekspresowym tempie wrzucam wam 37., gdyż jutro wyjeżdżam do Krakowa jak wam wczoraj wspominałam i nie będę miała możliwości napisania wam nowego odcinka, dlatego zmotywowałam się dziś i postanowiłam go dzisiaj napisać oraz dodać :) Mam nadzieję, że wam się podoba ;3 Jak dla mnie nie jest zły, ale miał być nieco lepszy :P Może jeszcze dziś uda mi się napisać 38. i zaplanować go na sobotę, gdyż będę zmęczona i pewnie nie będzie mi się chciało pisać po powrocie do domu :P Zobaczymy, zobaczymy ;) Na razie proszę was o swoje opinie na dolę :3 Całuję i do następnego! :*